Śliwki są dla mnie owocami kończącym ciepłą porę roku. Jeszcze nie tak dawno w ogrodzie mojego domu rodzinnego były dwa drzewka, zrywałam ich owoce, gdy jeszcze były całkiem kwaśne i twarde nie mogąc doczekać się, kiedy dojrzeją. Mama piekła z nimi placki, smażyła tradycyjne mocno słodkie powidła. Szczególnie pasowały do przekładania piekarnika. Innym sposobem zachowania śliwek na zimę jest suszenie ich.
Dawno temu mieliśmy szczęście opiekować się odratowaną maleńką sarenką. Dostała imię Pepe, akurat w tamtym czasie w radio jako zapowiedź nowości słychać było "odkąd ciebie brak, tracę dobry smak, błagam Pepe wróć ", czyli Perfect. Pepe rosła, była cudownym towarzyszem wszystkich domowników. Miała zróżnicowane upodobania. Na przykład uwielbiała suche ziarna bobu tak bardzo, że kiedyś przegryzła tacie kieszeń, w której nosił go specjalnie dla niej. Tata był czymś zajęty, a ona zbyt się niecierpliwiła, aby czekać.
No ale wrócę wreszcie do suszonych śliwek, te dawne dojrzewały jeszcze latem i mama w ciągu dnia suszyła je rozłożone w blaszkach ustawionych w najbardziej słonecznych miejscach żywopłotu. Każdego dnia było ich coraz mniej i cała nasza gromada była podejrzana, wysłuchiwaliśmy co wieczór jakie to z nas łobuzy i że się nikt nawet nie ma odwagi przyznać.
Tak to trwało do dnia, w którym mama na gorącym uczynku przyłapała winowajcę. Okazała się nim Pepe. Oczywiście na nią się nie złościła, była zachwycona sprytem z jakim sarenka sięgała po śliwkę, szybko ją obgryzała, kącikiem pyszczka wypychała pestkę zaciągając już językiem kolejny owoc. Tak było. Nie kłamię. Świetna to była przygoda pożyć trochę z dzikim zwierzakiem. Nawet śliwkowym złodziejem.
Ja też lubię śliwki, świeże, suszone czy w powidłach. Naszą śliwkową fantazję robię trochę odchodząc od długiego wysmażania .
A dokładnie idzie to tak:
Na gotowe 4 słoiki 400g potrzeba
- 1,3kg śliwek bez pestek
- 0,6kg cukru
- 100g orzechów włoskich
- 2-3 łyżki dobrej whisky
- 5 łyżek wody
Owoce wystarczy pokroić na ćwiartki, ewentualnie ósemki, jeżeli śliwki są bardzo duże. Do nich dodać wodę i pilnując doprowadzić do wrzenia, następnie na średnim ogniu podsmażyć mieszając praktycznie bez przerwy przez około 10 minut.
Orzechy posiekać średnio, w sumie na takie kawałki, jakie lubicie.
Śliwki po pierwszym grzaniu zdjąć z palnika i
wmieszać cały cukier. Całkowicie wystudzić. Najczęściej robię to wszystko wieczorem i po dodaniu cukru zostawiam powidła aż do powrotu
z pracy dnia kolejnego. Rozgrzewamy wtedy w piekarniku w temperaturze 100 stopni słoiki i przykrywki przeznaczone na fantazję, a następnie podgrzewam pilnując posłodzone już śliwki i dodaję orzechy. Przesmażam znowu około 10 minut, pod koniec dodaję alkohol. Mieszam dokładnie i od razu przekładam gorące powidła do gorących słoików i natychmiast zakręcam.
Oczywiście takie powidła można stosować jak każde inne. Do ciast, naleśników, kanapek, ale powiem Wam też, że świetnie sprawdzą się jako urozmaicenie tak zwanej deski serów przygotowywanej choćby do wieczoru przy winie.
Ja nie jestem miłośniczką serów z mleka koziego, ale w towarzystwie fantazji śliwkowej nawet mi smakują. :)
Jak wszystkie inne przetwory najlepiej przechowywać w chłodnym, zaciemnionym miejscu. Bardzo Wam polecam te powidła, o śliwkach z dodatkiem orzechów przeczytałam w książce z przepisami kuchni amerykańskiej, ale był on tam tylko wspomniany, nie było konkretnej receptury. Szukałam podobnych niedawno w Internecie i są podobne, ale gdy zaczęłam robić swoje były to jeszcze czasy przedinternetowe ;)
Zapraszam!
#powidlasliwkowe #fantazjasliwkowa #itbmtt
Fantazja smaków!
OdpowiedzUsuńAno tak :)
OdpowiedzUsuń