Moje przepisy

sobota, 28 listopada 2020

Orkiszowe chrupiace ciasteczka czekoladowe


Czasem naprawdę niewiele potrzeba, żeby sobie dogodzić. Nasze czasy coraz częściej lekko napiętnowują miłośników cukru i tych drobnych przyjemności, jakimi są słodycze. Oczywiście objadanie się batonami i ciastkami zjeżdżającymi w setkach tysięcy z wyspecjalizowanych linii produkcyjnych nie jest dobre, ale przecież drobiazg od czasu do czasu nie jest zbrodnią. 
Co więcej nawet miłośnicy najbardziej zdrowego stylu odżywiania znają sposoby na zdrowe, całkiem przyjazne organizmowi smakołyki przygotowane od a do z w domu, ze zdrowych, prostych składników. Moja dzisiejsza propozycja chyba do takich należy, a zainspirowała mnie  strona Dlakobiet dietetyka (to nie błąd, tak się przedstawia na FB), u której jakiś czas temu natknęłam się na podobne ciacha, jeszcze prostsze, tylko cieciorka i czekolada. Czytając tamten przepis przypomniałam sobie, że kupiłam kiedyś orkisz w puszce planując zrobić kutię z takim ziarnem. Ciągle zwlekałam z tym, aż wreszcie powyższa propozycja cieciorkowa natchnęła mnie do wypróbowania mojego orkiszu w tej zachęcającej postaci.
Orkisz gości u nas w postaci mąki, piekę z niej chleb, a nawet ciasta, ale dzisiejsze ciasteczka to nowość. Skoro ta pradawna pszenica ma tak liczne walory zdrowotnościowe, a zalet gorzkiej czekolady niewielu nie uzna, pozwolę sobie na stwierdzenie, że moje dzisiejsze chrupiące orkiszowe krążki są nie tylko pyszne, ale i zdrowe. Dodatkowo wykonanie ich jest tak łatwe, że kulinarne beztalencie poradzi sobie wyśmienicie. Wystarczy krok po kroku wykonać wszystkie czynności.

Postarajcie się o:
- puszkę orkiszu 140g ziaren
- 1 tabliczkę gorzkiej czekolady
- 4 łyżki wiórków kokosowych



Na początek odsączyć orkisz na sitku. 


Potem rozłożyć równomiernie na blaszce i wstawić do piekarnika rozgrzanego do 190 czy 200 stopni.


Uprażyć od czasu do czasu potrząsając blachą albo przemieszać drewnianą łyżką. 
Ja prażyłam 25 minut.


Następnie chrupiące ziarna połączyć z kokosem. Można spróbować czy ziarno jest wystarczająco uprażone zwyczajnie kosztując jedno czy dwa. 


Ostatni składnik to czekolada, trzeba ją całkowicie roztopić, można w kąpieli wodnej, można 
w mikrofali.


Teraz już tylko połączyć wszystko mieszając łyżką.


Taką masę rozłożyć na papierze do pieczenia na blaszce. Używając dwóch łyżeczek formować krążki. Z tej ilości składników będzie 20 niewielkich ciasteczek, takich na jeden 
czy dwa gryzy, zależy kto zjada ;)



Tak ukończone lądują na  godzinę w lodówce. Po tym czasie są zespolone i gotowe do raczej błyskawicznej dematerializacji, o ile postawicie je na stole przed degustatorami.


Proste? No przecież! Przygotowując takie czekoladowe chrupki nie możecie zostać posądzeni o propagowanie niezdrowej diety, a zaspokoicie swój i dziecięcy apetyt na słodkości.


Oczywiście można użyć innego rodzaju czekolady, jednak to gorzka jest tą najbezpieczniejszą, najzdrowszą, dla mnie też najsmaczniejszą. Z gorzką i przy zrobieniu 20 sztuk macie około 40 kcal w każdej.


Polecam serdecznie i dajcie znać, czy zrobiliście.


#orkisz #ciastkazczekolada #zdrowelakocie #zdroweslodycze #orkiszoweciasteczkaczekoladowe #orkiszrolnik #orkiszkonserwowy #40kcalsztuka #itbmtt















 

poniedziałek, 23 listopada 2020

Kluski śląskie - kulinarny recycling


Niedziela to taki specjalny dzień. W kuchni często także. Jest więcej czasu na gotowanie, można eksperymentować z nowymi przepisami albo w ogóle wymyślać nowe potrawy. Często tak robię, ale z drugiej strony, często, jak w wielu polskich domach bywa u nas bardzo tradycyjnie, czyli rosół i schabowe. Nawet to lubię, bo, ponieważ  sama nie przepadam za rosołem, jest to danie, którym od początku do końca zajmuje się mój mąż. Sam robi potrzebne zakupy, sam gotuje, nawet makaron robi. Wspaniały zresztą. 
Moja rola to rozbicie kotletów i ich panierowanie oraz mizeria i obranie ziemniaków. Już smażenie i dopieszczenie puree zostawiam najlepszemu z mężów. Taki jadłospis niedzielny jest obecny na wielu polskich stołach. Nie inaczej było w moim rodzinnym domu. Często takich obiadowych ziemniaków pozostaje na tyle, lub można tak zaplanować, aby były bazą kolejnego obiadu. U nas trudniej z tym, mój starszy syn jest bowiem wielkim amatorem kartofli i trzeba je przed nim chować, jeśli mają z nich powstać inne dania. 


Dziś na myśli mam kluski śląskie, ale z pozostałych gotowanych ziemniaków można zrobić wiele fajnych potraw. Choćby ruskie pierogi, zapiekanki, smażone placki czy knedle.



Jak z wieloma tradycyjnymi daniami w każdej rodzinie można robić kluski śląskie nieco odmiennie, ale chyba raczej zawsze będzie to mieszanka ziemniaków, mąki ziemniaczanej i jajek. Pozostaje kwestia proporcji.
Podpowiem dziś, jak sobie poradzić z kluskami, by zawsze wychodziły i nie rozgotowały się w gotowaniu.


Jak widać dodanie koperku do puree nie dyskwalifikuje takiej masy, jeżeli chodzi o kluski. Zasada jest taka, że mąki ziemniaczanej należy użyć około 1/4 objętość. Jak to zrobić? Zwyczajnie uklepać równo ziemniaki, a następnie wybrać pożądaną część, rozprowadzić na górze tych 3/4 i w puste miejsce wsypać mąkę. 


Potem jajka, ewentualnie posolić, choć niekoniecznie, ziemniaki są już solone i taki też na pewno będzie sos, z którymi kluseczki zjemy.
Ile jajek? Mój garnek ma 25 centymetrów średnicy, a wysokość warstwy ziemniaków to jakieś 7 centymetrów. Do takiej ilości dwa jajka wystarczą. 


Wszystko mieszam łyżką, aby powstało jednolite plastyczne ciasto. Z powyższej ilości będzie około 40 klusek śląskich. Robię najpierw kule, mają mniej więcej 5 centymetrów. Toczę je w mące i może to już być pszenna mąka.


Kule spłaszczam delikatnie i w takich okrągłych placuszkach robię wgłębienie, można omączonym palcem 


albo odwrócony końcem drewnianej łyżki. 


Głębsze dziurki lepiej przyjmą sos, właśnie po to one są, żeby zatrzymać więcej pysznego sosu, z którym kluski podajemy.


Wcześniej trzeba je naturalnie ugotować. Wrzucać partiami na wrzącą, lekko osoloną wodę. Gotowac kilka minut po wpłynięciu i wyjmować łyżką cedzakową.


Lubię robić kluski śląskie, bardziej niż jeść. Moi Panowie jednak zajadają je z wielką przyjemnością i pewnie byłyby częściej, gdyby nasz kartoflany terminator częściej pozwalał ziemniakom doczekać dnia następnego. Jasne, można specjalnie pod kluski ugotować ziemniaki, ale to mocno wydłuża czas ich przygotowania. Wygniecione, sprasowane, czy jak tam robicie puree, kartoszki muszą być wystudzone, a to zabiera trochę czasu.


I dlatego takie mięsne dania w sosach jak gulasz, zrazy, bitki czy rolady, jemy raczej z dodatkiem kaszy, pampuchów lub puree. A przecież kluski z uroczą małą dziurką pełną pysznego sosu są chyba dla nich najdoskonalszym dodatkiem. 
Spróbujcie sami :)

#kluskislaskie #wykorzystanieziemniakow #podstawykuchni #tradycyjnekluskislaskie #kulinarneabc #dodatekdomies #dososu #itbmtt  



 

sobota, 21 listopada 2020

Murzynek doskonały


Jest kolejna listopadowa sobota, o poranku, wciąż jeszcze zielona trawa za oknem, pokryta był białą, złowrogą warstewką szronu, tego zimna, na które z przyjemnością patrzy się 
z ciepłego pomieszczenia i wspomina czasy tak zwanych prawdziwych zim, kiedy śnieg okrywał wszystko już nawet w połowie listopada. W takie dni nieomal obowiązkiem jest rozgrzanie domowników. Najpierw zrobię to przy pomocy ciepła, jakie od strony piekarnika rozejdzie się we wszystkie zakamarki domu, a później przyjemny zapach murzynka zwabi wszystkich do stołu  i ogrzeje  wciąż ciepła kromka przyjemnie wilgotnego murzynka. Mareczek zje ją zapijając mlekiem, a reszta z kawą. Ten przepis spisałam sobie ze starego zeszytu mamy, ona nie pamięta od kogo go dostała, zresztą nie jest to ważne. Co się liczy to fakt, że nigdy mnie nie zawiódł. Zawsze wychodzi. W maminym zeszycie jest to ciasto bez dodatków, ale ja od niepamiętnych czasów piekę je najczęściej z połówkami gruszek świeżych lub z kompotu. Dziś nie ma w domu gruszek, za to w spiżarce znalazła się puszka ananasa. Sprawdził się doskonale. Murzynek to jedno z popularniejszych ciast, większość przepisów  różni się tylko detalami. 

Na moją wersję przygotować należy:
- 250g masła (ew. margaryny)
- 1 niepełna szklanka cukru
- 3 pokaźne łyżki ciemnego kakao
- 0.5 szklanki wody
- 2 szklanki mąki 
- 1 płaska łyżka proszku do pieczenia
- 4 jajka
Opcjonalnie:
- owoce np. świeże albo odsączone z kompotu lub puszki (gruszka, brzoskwinia, ananas)
- 100ml śmietanki słodkiej
- tabliczka czekolady
- płatki migdałowe lub posiekane orzechy
Piszę, że to opcja, bo podstawowy przepis obywa się bez nich, jednak u mnie zawsze są użyte zarówno owoce, jak dodatkowa polewa i chrupiąca posypka na niej.


Wykonanie jest proste, do garnka dać masło, cukier, kakao i wodę. Pilnując roztopić na kuchence aż nie bedzie widać cukru . 




Trzeba mieszać, aby nie spalić cukru.


W oryginalnym przepisie mojej mamy z tej porcji odlewa się mniej więcej 1/3  szklanki i odstawia do wykorzystania jako polewa. Ja tak nie robię.  


Przy użyciu ręcznego miksera mozna mieszać wszystko w garnku, w którym czekoladowy sos był gotowany, trzeba wówczas pamiętać, żeby był odpowiedniej wielkości. Ja przekładam sos do misy miksera, można go bez dodatków miksować wolniutko, bo pozostałe składniki dodać należy, gdy jest wystudzona.


Mąkę przesiewam z proszkiem i stopniowo dodaję łyżka za łyżką i tak samo z jajkami, dodaję jedno, miksuję całość do uzyskania jednolitej konsystencji. I kolejne jajko i kolejna porcja mąki. Tak do wyczerpania składników.


Od zawsze piekę mojego murzynka w keksówce, wykładam ją papierem albo smaruję i wysypuję bułką. Wykładam ciasto do formy zostawiając niewielką część, układam owoce i przykrywam ceniutką warstwą pozostałego ciasta.


Piekarnik rozgrzewam już wcześniej, żeby miał 175 stopni, kiedy ląduje w nim ciasto. Piekę około 40 minut, ale trzeba pamiętać, że każdy piekarnik może piec z inną siłą, więc najlepiej pilnować i w stosownej chwili zrobić próbę suchego patyczka.


Ja bardzo lubię moje gotowe ciast z ich efektownymi pęknięciami, raz keks upiekł mi się bez żadnych i byłam ogromnie rozczarowana.


Po wystudzeniu murzynka na kratce pora oblać go polewą. Może to być ta część pozostawiona z gotowanego sosu, a moja propozycja to zagotowana śmietanka i wrzucone do niej posiekane drobno kostki wybranej czekolady. My w domu najczęściej stosujemy gorzką Goplany. 


Po wrzuceniu czekolady do gorącej śmietanki, odstawionej z palnika, czekam kilka minut, a potem mieszam do uzyskania gładziutkiej pysznej czekoladowej polewy. Rozprowadzam ją po wierzchu ciasta i od razu posypuję płatkami lub orzeczami, lekko dociskając, żeby lepiej połączyły się w całość.


I to wszystko, koniec, szczerze mówiąc dłużej o tym się pisze niż robi. A smakuje zacnie. Według mne w takiej wersji murzynek przestaje być zwykłym kakaowym ciachem, a nabiera szlachetności i świetne prezentowałby się w gablotach najlepszych cukierni. Szczerze polecam, zwłaszcza zimą, kiedy należy się nam nagroda za krótkie dni i przydługi nocne ciemności.


#murzynek #latweciasto #ciastonanedzele #dopieczeniazdziecmi #wilgotnymurzynek #itbmtt





 

sobota, 14 listopada 2020

Brzoskwinie w malinach


    Jest ta jesień jakaś niepewna tego roku. Dni chłodnej wilgoci mieszają się z całkiem jeszcze przyjemnymi słonecznymi, ot choćby wczoraj, przez samochodową szybę świat miejscami prezentował się całkiem przyjemnie, prawie jak końcem lata. Wszystko to sprawia, że przyroda w ogrodzie ciągle nie umie zdecydować się, czy iść ku zimie czy wspominać lato. Myślałam, że będzie dzisiaj czas 
na obcięcie krzaków malin, jednak ciągle są zbyt zielone i kierując się radą mamy, czekam z tym jeszcze. Co więcej między listkami czasem znajduję ostatnie owoce, nie są już tak duże i słodkie jak te ze środka sezonu, ale  wciąż cieszą. Ten gatunek malin przy sprzyjającej aurze owocuje prawie 
do przymrozków. Nie tak dawno udało się zebrać jeszcze na tyle owoców, żeby zrobić z nimi placek. Zresztą ten przepis można wykorzystać dysponując tylko mrożonymi, a brzoskwinie mogą być świeże lub z puszki. Znam to ciasto ze starego zeszyty przepisów "Ciasta domowe". Dla własnego dobrego samopoczucia nie wspomnę, z którego jest roku. Mam w domu trochę takich starych zeszytów 
z różnorakimi recepturami, ciast, sałatek, obiadów i innych. Najczęściej z każdego z nich zrobiłam 
na przestrzeni lat jeden, góra dwa przepisy. Pomimo tego trzymam je nie potrafiąc zdecydować, 
czy warto je zachować, czy wyrzucić. To taka okresowa lektura,  całkiem przyjemna, kiedy 
w poszukiwaniu urozmaicenia w kuchni sięgam po nie i wypatruję inspiracji. Zdarza się, że wybrany przepis jest tylko bazą  spokojnie nadaję mu własny wyraz. Myślę, że wynik tych działań jest przyzwoity, skoro domownicy nieodmiennie z chęcią sięgają po moje wyroby.

Oto jeden z nich, brzoskwiniowy placek z dodatkiem malin i orzechów.
Do jego przygotowania potrzebujecie:
- 200g masła 
- 200g cukru brązowego lub innego
- 200g mąki pszennej
- 4 jajka
- 150g orzechów zmielonych
- 5-6 brzoskwini świeżych albo 1 puszkę
-150g malin świeżych lub mrożonych
- szczypta soli
-16g proszku do pieczenia
- 50g płatków migdałowych



To jest ciasto typu ucieranego, dlatego jedną z ważniejszych zasad przy jego przygotowaniu jest praca ze składnikami w temperaturze pokojowej, dlatego najlepiej wszystko przygotować sobie ze 3 godziny przed początkiem zasadniczej pracy.


Jeżeli macie dojrzałe, słodkie owoce nie trzeba nic z nimi robić poza umyciem i usunięciem pestki z połówek brzoskwiń. Te z puszki trzeba odsączyć. Maliny opłukać i osuszyć, mrożonych nie rozmrażać.


Orzech mogą być jakie lubicie, ja użyłam około 100g laskowych i 50g migdałów, a że miałam tylko płatki akurat w domu to właśnie takie zblendowałam z laskowymi. Pozostawiając oczywiście wymagane 50g na później.


W misce robota roztarłam na gładko cukier i sól z masłem. Można użyć dobrej margaryny, ale ja akurat prawie nigdy nie mam żadnej, wolę masło.


Następnie dodaję jajko za jajkiem i gdy już jest jednolita masa stopniowo łyżka za łyżka dorzucam przesianą z proszkiem mąkę wymieszaną z orzechami. Jak widać wykonanie jest bajecznie proste. Gotowe ciasto wykładam do formy wyłożonej papierem do pieczenia lub wysmarowanej i wysypanej bułką. Takiej około 24 centymetrowej.


Teraz układam połówki brzoskwiń, pomiędzy nie wysypuję maliny i na koniec płatki migdałowe. Piekę w rozgrzanym do 170 stopni piekarniku przez 40 minut. 


Ciasto najlepiej smakuje całkowicie wystudzone, przed podaniem obficie posypane cukrem pudrem.


Ma przyjemny słodko-kwaśny smak owoców przełamany nutą orzechów. Szczerze mówiąc daje dodatkową radość oddając podczas pieczenia wspaniały jesienny aromat. Robi się w całym domu tak spokojnie i słodko.



Zapraszam gorąco do wypróbowania!

#ucieranezowocami #latweciasto #ciastozowocami #brzoskwiniezmalinami #itbmtt