Moje przepisy

środa, 30 września 2020

Fantazja śliwkowa - powidła ze śliwek odrobinę inaczej

 



Śliwki są dla mnie owocami kończącym ciepłą porę roku. Jeszcze nie tak dawno w ogrodzie mojego domu rodzinnego były dwa drzewka, zrywałam ich owoce, gdy jeszcze były całkiem kwaśne i twarde nie mogąc doczekać się, kiedy dojrzeją. Mama piekła z nimi placki, smażyła tradycyjne mocno słodkie powidła. Szczególnie pasowały do przekładania piekarnika. Innym sposobem zachowania śliwek na zimę jest suszenie ich. 
Dawno temu mieliśmy szczęście opiekować się odratowaną maleńką sarenką. Dostała imię Pepe, akurat w tamtym czasie w radio jako zapowiedź nowości słychać było "odkąd ciebie brak, tracę dobry smak, błagam Pepe wróć ", czyli Perfect. Pepe rosła, była cudownym towarzyszem wszystkich domowników. Miała zróżnicowane upodobania. Na przykład uwielbiała suche ziarna bobu tak bardzo, że kiedyś przegryzła tacie kieszeń, w której nosił go specjalnie dla niej. Tata był czymś zajęty, a ona zbyt się niecierpliwiła, aby czekać. 
No ale wrócę  wreszcie do suszonych śliwek, te dawne dojrzewały jeszcze latem i mama w ciągu dnia suszyła je rozłożone w blaszkach ustawionych w najbardziej słonecznych miejscach żywopłotu. Każdego dnia było ich coraz mniej i cała nasza gromada była podejrzana, wysłuchiwaliśmy co wieczór jakie to z nas łobuzy i że się nikt nawet nie ma odwagi przyznać. 
Tak to trwało do dnia, w którym mama na gorącym uczynku przyłapała winowajcę. Okazała się nim Pepe. Oczywiście na nią się nie złościła, była zachwycona sprytem z jakim sarenka sięgała  po śliwkę, szybko ją obgryzała, kącikiem pyszczka wypychała pestkę zaciągając już językiem kolejny owoc. Tak było. Nie kłamię. Świetna to była przygoda pożyć trochę z dzikim zwierzakiem. Nawet śliwkowym złodziejem. 

Ja też lubię śliwki, świeże, suszone czy w powidłach. Naszą śliwkową fantazję robię trochę odchodząc od długiego wysmażania .
A dokładnie idzie to tak:
Na gotowe 4 słoiki 400g potrzeba
- 1,3kg śliwek bez pestek
- 0,6kg cukru
- 100g orzechów włoskich 
- 2-3 łyżki dobrej whisky
- 5 łyżek wody


Owoce wystarczy pokroić na ćwiartki, ewentualnie ósemki, jeżeli śliwki są bardzo duże. Do nich dodać wodę i pilnując doprowadzić do wrzenia, następnie na średnim ogniu podsmażyć mieszając praktycznie bez przerwy przez około 10 minut. 


Orzechy posiekać średnio, w sumie na takie kawałki, jakie lubicie. 


Śliwki po pierwszym grzaniu zdjąć z palnika  i
 wmieszać cały cukier. Całkowicie wystudzić. Najczęściej robię to wszystko wieczorem i po dodaniu cukru zostawiam powidła aż do powrotu 
z pracy dnia kolejnego. Rozgrzewamy wtedy w piekarniku w temperaturze 100 stopni słoiki i przykrywki przeznaczone na fantazję, a następnie podgrzewam pilnując posłodzone już  śliwki  i dodaję orzechy. Przesmażam znowu około 10 minut, pod koniec dodaję alkohol. Mieszam dokładnie i od razu przekładam gorące powidła do gorących słoików i natychmiast zakręcam.


Oczywiście takie powidła można stosować jak każde inne. Do ciast, naleśników, kanapek, ale powiem Wam też, że świetnie sprawdzą się jako urozmaicenie tak zwanej deski serów przygotowywanej choćby do wieczoru przy winie.






Ja nie jestem miłośniczką serów z mleka koziego, ale w towarzystwie fantazji śliwkowej nawet mi smakują. :)



Jak wszystkie inne przetwory najlepiej przechowywać w chłodnym, zaciemnionym miejscu. Bardzo Wam polecam te powidła, o śliwkach z dodatkiem orzechów przeczytałam w książce z przepisami kuchni amerykańskiej, ale był on tam tylko wspomniany, nie było konkretnej receptury. Szukałam podobnych niedawno w Internecie i są podobne, ale gdy zaczęłam robić swoje były to jeszcze czasy przedinternetowe ;)



Zapraszam!

#powidlasliwkowe #fantazjasliwkowa #itbmtt

niedziela, 20 września 2020

Drożdżówki ze śliwką


Tegoroczna jesienna aura raczej nas rozpieszczała dotąd , jednak wilgoć porannych mgieł i silnych wiatrów zastąpiła najprawdziwsza zimowa aura, co pozwala z przyjemnością poświęcić trochę czasu na rozgrzewające serca i dom pieczenie pyszności. Inspiracją do dzisiejszego przepisu jest moje ostatnie znalezisko. Ta mała serwetka z pierwszego zdjęcia. Wyhaftowane dziecięcą ręką owoce mają już dziesiątki lat. Miałam pewnie z dziesięć lat, kiedy powstawało to dzieło. Pamiętam mały brązowy bębenek, na którym napinałam tkaninę, by ułatwić sobie pracę. Pamiętam do dziś radość i satysfakcję z samodzielnego wykonania tej serwetki. Czy teraz dzieci w szkole robią takie rzeczy? Patrząc na rosnącą popularność różnych form rękodzieła, jaką obecnie obserwuję, myślę, że powinny. Zresztą nauka pieczenia też mogłoby się w szkołach odbywać. Przenośne piekarniki są przecież coraz lepsze i łatwo dostępne. Jednak takie podstawowe i przydatne umiejętności ciągle przegrywają przy budowie szkolnych programów z kolejnymi godzinami religii i historii, chociaż dużo więcej pożytku przynosi babranie się w mące niż w wymienionych powyżej. Jaka szkoda.

Dziś proponuję proste drożdżówki, które mogą stanowić deser albo drugie śniadanie.
Na 12 średnich bułeczek potrzeba:
- 0.5kg mąki pszennej
- 1 opakowanie suchych drożdży 
- 1 jajko i 1 żółtko
- 100g masła
--250ml mleka
- 100g cukru 
- 1 cukier waniliowy 
- 12 śliwek z kompotu, puszki lub 12 połówek dużych świeżych śliwek 

Oraz na kruszonkę 
- 80g masła
- 150g mąki
- 80g cukru



Masło topię i lekko studzę, po czym jeszcze dość ciepłe mieszam z mlekiem, do którego sypię obie porcje cukru. Roztrzepane jajo i żółtko łączę z przesianą mąką wymieszaną z suchymi drożdżami oraz z płynem zawierającym pozostałe składniki. Wyrabiam. Można robotem lub ręcznie około 8 minut. Przykrywam kulę wyrobionego ciasta i w cieple zostawiam na godzinę do wyrośnięcia. 


W tym czasie łączę wszystkie składniki kruszonki zagniatając twarde ciasto, które po odpoczynku w lodówce będzie się łatwo kruszyć przed samym wstawieniem bułek do pieczenia.


Ciasto powinno przynajmniej podwoić objętość po pierwszym wyrastaniu.


Wyjmuję je wówczas na posypaną mąką stolnicę i dzielę szybko na 12 części.  


Można nadać im kształt bułek zawijając je jakby pod spód równocześnie zaokrąglając.  


Jednak tym razem po prostu takie trójkąty umieściłam w silikonowej formie. Takiej nie trzeba przygotowywać. Bułeczki formowane można poukładać na blaszce z papierem lub wysmarowanej.


Na każdej umieściłam śliwkę, użyłam takich że słoika gotowanych w cukrowym syropie. Wcześniej je lekko odsączyłam na ręczniku papierowym. Teraz drugie wyrastanie pod ściereczką, około 30 minut.


Przed włożeniem do piekarnika rozgrzanego do 170 stopni, posypałam wszystkie kruszonką. Upiekłam na lekko brązowy kolor, potrzebowały na to około 20 minut. Najlepiej sprawdzić suchymi patyczkiem, czy już są gotowe. 


Oczywiście drożdżowe ciasto jest najlepsze w dniu pieczenia, ale będą smakować wam także później. A gdyby tak zaprosić do ich przygotowania dzieci?


Zapraszam do wypróbowania  :)





#drozdzowkizowocami #drozdzowebuleczki #pieczeniezdziecmi #nasuchychdrozdzach 

piątek, 18 września 2020

Malinowy pleśniaczek dobry zawsze i wszędzie



Spotykam od czasu do czasu osoby, które opowiadają, jak to dawniej się w ich domach piekło ciasta na niedzielę, ale od lat tego już nie robią. Powodu bywają różne. Dosyć często słyszę jednak, że nie opłaca się piec, bo potem zjadają dwa, trzy kawałki i  nie wiadomo, co z resztą placka robić.
To ja powiem, przepraszam bardzo, jak tak można, żeby jednej blachy nie zjeść przez weekend?  Jednej byle blachy? U nas to byłoby nie do pomyślenia, zasadniczo, kiedy zdarza mi się upiec niedzielne ciasto w piątkowy wieczór, muszę się liczyć z tym, że w sobotę trzeba będzie robić kolejne. Takie to już moje ukochane żarłoki są chętne na domowe słodkości. Cała trójka ma różne upodobania, ale kilka pozycji jest równie atrakcyjnych dla wszystkich, przykładem jest tradycyjny pleśniaczek. W najbardziej pierwotnej formie znam go z domowym dżemem, najlepiej kwaskowym, jednak najczęściej przygotowuję pleśniak wybierając dostępne sezonowo owoce. W kończącym się sezonie jedliśmy już maliny w różnej postaci, oczywiście królową malinowych deserów jest malinowa chmurka, którą robiłam już także 
na blogu, ale w dzisiejszej odsłonie tez jest niczego sobie. 
Zróbcie sobie, nie bądźcie, jak ci, którzy zadawalają się batonikiem ze sklepu. Słyszałam, 
że nie wszyscy mają talent potrzebny do kuchni czy pieczenia, ale tu macie proste podpowiedzi, z którymi nie może się nie udać. Tak zresztą staram się prezentować każdy prezentowany przepis. Malinowy pleśniak przygotowałam w blaszce wielkości 25 na 35 centymetrów.

Potrzeba:
- 2 szklanki maki tortowej
- 1 kostka masła
- 2 łyżki ciemnego kakao
- 1 czubata łyżeczka proszku do pieczenia
- 1 szklanka cukru
- 4 jajka + 2 białka (niekonieczni)
- szczypta soli
- ok. 600-700g malin 


Mąką łączę z proszkiem i przesiewam na stolnicę. 


Najważniejsze, żeby kruche ciasto z dodanymi 4 żółtkami i zimnym masłem wyrobić jak najszybciej. Najpierw siekając nożem, następnie szybko zagnieść rękami albo w ogóle zrobić ciasto w maszynie.


Jednolite ciasto formuję w kształt wałka i dzielę na trzy części. Jedną wkładam do zamrażarki, drugą wykładam blachę wysmarowaną lub wyłożoną papierem. Do trzeciej daje kakao i wyrabiam znowu, żeby było jednolite w barwie.


Ciemną kulę także umieszczam w zamrażarce.


Pierwszą warstwę ciasta nakłuwam widelcem w wielu miejscach. Rozkładam na nią maliny, wcześniej opłukane i osuszone. 


Na maliny starłam kakaowe ciasto, na grubych oczkach tarki, można też po prostu je porwać na małe kawałeczki.


Chwilę wcześniej ubijam bezę, na najwyższych obrotach ze szczyptą soli. Wystarczyłyby 4 białka, ale ponieważ miałam akurat 2 białka do wykorzystania, a poza tym oboje z mężem bardzo lubimy bezową piankę, więc chciałam mieć jej większą warstwę tutaj. Kiedy białka są lśniące i sztywniejące, zaczynam dodawać powoli cukier, łyżka po łyżce. Ubitą, sztywną bezę równo wykładam na kakaową warstwę i na nią ścieram ostatnią część ciasta i całość wkładam do piekarnika rozgrzanego do 180 stopni i piekę 40 minut do zrumienienia wierzchu.


Pleśniak to delikatne ciasto, żeby można był kroić zgrabne kawałki musi być wystudzone i studzimy je w formie.


Pychotka! Mówię Wam! 
Dzięki temu, że cukier jest tylko w bezie jest fajnie zbalansowany smak kwaśnych malin i w białego słodkiego kożuszka bezowego.


Zapraszam!


#plesniak #plesniakzmalinami #ciastoniedzielne #ciastonaniedziele #nakruchym #maliny #slodkokwasne #itbmtt





niedziela, 6 września 2020

Drożdżowe ze śliwkami i kakaową kruszonką


Śliwki to owoce końca lata. Trochę już nawet jesienne. Śliwkowe powidła są chyba jednymi 
z przygotowywanych pod koniec sezonu przetworów, którymi zapełniane są spiżarnie
 i piwnice. Ja wiele lat temu w pewnej książce dotyczącej kuchni Stanów Zjednoczonych przeczytałam małą wzmiankę autorki, 
że gospodarze, którzy ją gościli, częstowali domowymi powidłami śliwkowymi z dodatkiem orzechów włoskich. Receptury nie było, 
ale ponieważ twierdziła ona, że były one najlepsze jakie kiedykolwiek jadła, tak mnie zaciekawiła, że kombinując po swojemu, zaczęłam przygotowywać ich wariant. Od tego czasu pod nazwą "Śliwkowa fantazja" zaistniały one w naszym domu. Są naprawdę przepyszne. Kupiłam więc w piątek trochę węgierek, żeby zrobić kilka pierwszych słoiczków, jednak mąż widząc śliwki od razu uznał, że szykuje się placek z nimi. No i wiadomo, kiedy on prosi, nie umiem odmówić. Najczęściej ze śliwkami piekę ucierane ciasto, ale tym razem na wyraźnie postawioną prośbę powstał klasyczny placek drożdżowy z kruszonką. Jedynie tę ostatnią postanowiłam odrobinę urozmaicić dodając ciemne kakao. I szczerze powiem, że dobrze czasem zrobić coś jak drzewiej bywało. Dzięki temu dziś na śniadanie mieliśmy wszyscy zestaw obowiązkowy: drożdżówka ze szklanką mleka. Nikt nie narzekał. 

A robi się taki placek na dużą blachę z następujących składników:
- 600g mąki tortowej
- 120g cukru
- 120g masła stopionego 
- 1 torebka suchych drożdży 
- 3 żółtka 
- 270ml mleka
- łyżeczka esencji waniliowej 
- około 1kg śliwka

oraz na kruszonkę
- 100g mąki 
- 80g cukru
- 80g masła
- 1 duża łyżka ciemnego kakao 


Samo wykonanie nie jest skomplikowane. Mleko lekko grzeję, masło topię i pozwalam mu lekko przystygnąć. W sporym naczyniu umieszczam przesianą mąkę, cukier, żółtka, wanilię i drożdże. 


Mieszam wszystko podlewając stopniowo mleko. Jako ostatnie dodaję płynne masło i wyrabiam ciasto około 10 minut.


Oczywiście całe to zagniatanie można zrobić przy pomocy kuchennego robota. Kiedy ciasto jest dobrze wyrobione, robię z niego kulę i wkładam z naczyniem do termicznej torby, zawsze używam takiej robiąc drożdżowe ciasto lub chleb. 


 W czasie wzrostu ciasta mieszam wszystkie składniki kruszonki, zrobi się taki mokry ciemny piasek, z którego trzeba ugnieść też trochę większych grudek. 


Śliwki trzeba tylko umyć i przekrojone na pół, pozbawione pestek, odsączyć na papierze. 


Ciasto wyrasta około godziny do półtorej. Podwoi prawie swoją objętość i lekko naciśnięte powoli wróci do wcześniejszego kształtu. Zrobi się  delikatniejsze, pełne powietrza.


Po czasie pierwszego wyrastania trzeba je znowu delikatnie zagnieść, a następnie albo rozwałkować, albo rozciągając jak pizzę dopasować do formy. Tę wcześniej smaruję masłem i sypię mąką.


Śliwki układam ciasno, jedna obok drugiej i lekko wciskam w placek. 


Na całość wsypuję równomiernie kruszonkę i znów wkładam do wyrastania. Na minimum 30 minut, maksymalnie godzinę.


Po tym czasie wkładam do rozgrzanego do 180 stopni piekarnika i piekę na środkowej półce przez 40 minut. Najlepiej zawsze zrobić próbę wykałaczką drewnianą, musi być sucha po nakłuciu i wyjęciu z ciasta.


I taki klasyk na talerzu sprawdzi się zawsze. Przepyszny lekko ciepły, z zimnym mlekiem czy ulubioną kawą.




Zapraszamy wszystkich do samodzielnego pieczenia. Nie może się nie udać. Zapewniam!




#drozdzowezesliwkami #drozdzowkazesliwkami #klasycznedrozdzowenasuchych #podwieczorek #jesiennepieczenie #itbmtt