Moje przepisy

niedziela, 28 czerwca 2020

Na jagody, na jagody - przepyszne, pulchne jagodzianki


Przyznaję,  właściwie nigdy nie byłam w lesie na jagodach. Dawno temu, podczas szkolnych wycieczek organizowanych w ramach PTTK zdarzało mi się podczas odpoczynku skubnąć kilka owoców prosto z krzaczka, ale to wszystko. Zbieranie jagód zawsze wydawało mi się pracą żmudną i monotonną. Stąd też mój szczery podziw dla tych, którzy potrafią wyszukiwać te leśne skarby w takich ilościach,  by je później odsprzedawać, takim leniom jak ja. Dziękuję bardzo, bardzo mocno!
Dzisiaj proponuję zamknięcie tych czarnych perełek w drożdżowym słodkim cieście. Kiedyś bałam się drożdżowych wypieków, teraz są jednymi z najbardziej podstawowych w mojej kuchni. To żadna magia, wystarczy pokojowa temperatura składników i ich dokładne połączenie. Takie ciasto jak dzisiejsze może być wykorzystywane do wielu wersji nadzienia. Moje proporcje pozwalają upiec około 30 całkiem sporych jagodzianek. Zróbcie połowę, jeśli to dla Was za dużo.
Potrzeba:
- 1kg mąki pszennej 
- 180g do 200g drobnego cukru 
- 150g stopionego masła 
- 1 cukier waniliowy 
- szczypta soli 
- 25g świeżych drożdży 
- 2 duże jajka 
- 500ml ciepłego mleka 

Nadzienie:
- 500g-600g jagód 
- ew.1-2 łyżki cukru 
- ew.1-2 łyżki mąki 

Dodatkowo: trochę mleka, lukier lub cukier puder do posypania.


Na początek przesianą  mąkę, oba cukry,  sól  i jajka umieszczam w sporej misce. W małej miseczce rozcieram drożdże z łyżeczką cukru i mąki z całej ilości przeznaczonej na bułki. Dodaję 2 łyżki mleka i rozcieram na gładko. 



Po kilkunastu minutach uzyskana po roztarciu masa wyraźnie zwiększy swoją objętość i wówczas pora dodać zaczyn do reszty składników oraz powoli wlewając mleko wyrobić ciasto. Można oczywiście użyć robota. 



Na koniec dodać płynne,  ale schłodzone masło i jeszcze wyrobić kilka minut.


Jednolite wyrobione ciasto na półtorej godziny odłożyć w ciepłe miejsce. Ja wkładam do torby termicznej. Gdy ciasto rośnie, płuczę na sitku jagody i odsączam na papierze. Dodaję cukier, jeśli owoce są mało słodkie oraz mąkę ziemniaczaną, która daje kleistości owocom, dzięki czemu łatwiej zamknąć je w bułeczkach.


Ciasto wyrośnie i praktycznie potroi swoją objętość. Szykuję dwie blachy wykładając je papierem do pieczenia. 



Dzielę ciasto najpierw na dwie części, potem każdą na około 15 placuszków, które spłaszczam dłonią. Na każdą kładę łyżeczką porcję przygotowanych owoców. 


Każdą zaklejam szczelnie i nadaję owalny, lecz lekko spłaszczony kształt i kładę na papier łączeniem do dołu. Przykrywam do drugiego wyrastania na 40 minut .


Przed pieczeniem smaruję bulki mlekiem. Wkładam do piekarnika rozgrzanego do 180 stopni i piekę około 20 minut na złoty kolor. Czas pieczenia może być różny w różnych piekarnika, trzeba ich przypilnować. 


Gotowe studzę i ostatnie, czego potrzebują to lukier lub odrobina cukru pudru. 


Jagodzianki te są bardzo delikatne i pulchne, a ponieważ jagody wewnątrz stygną powoli trzeba uważać, by nie poparzyć się. 




Oczywiście owoce można zmieniać. A kto nam łasuchom zabroni? :)


Polecam gorąco!

#jagodzianki #buleczkinadziewane #buleczkidrozdzowe #buleczkizowocami #najagody #itbmtt



niedziela, 21 czerwca 2020

Tarta ta ten ma atut


Ten weekend mieliśmy spędzić na pracach ogrodowych. Mamy kilka nowych roślin do posadzenia, a później planowaliśmy cieszyć się kawą przy nowym stoliku, który zrobił mąż korzystając z nadmiaru dodatkowego czasu, przy okazji odkrywając w sobie nowe hobby, czyli stolarkę ogrodową. Jednak pogoda zweryfikowała te plany i wypoczywamy w domowych pieleszach. Taka deszczowa pogoda ma swoje plusy, przede wszystkim ziemi przyda się nawodnienie, a w domu można się pogrzać przy piekarniku piekąc ciasta. Idąc na łatwiznę zdecydowałam się na tartę na kruchym spodzie i do jej wypełniania zużyłam kilka dżemów leżących w lodówce. Były to tym razem dwie dość kwaśne porzeczki, jedne czarne, drugie czerwone. Ciasto słodkie  kruche podstawowe wychodzi najlepiej w oparciu o proporcje 3:2:1,  gdzie 3 dotyczy mąki, a dalej odpowiednio wybrany tłuszcz i cukier. Oczywiście niezbędne są też jajka, najlepiej żółtka. U mnie konkretnie jest tak:

- 300g mąki 
- 200g masła 
- 100g cukru pudru
- 2 żółtka 
Do wypełniania 
- 1 dżem
- pół szklanki orzechów włoskich 
Beza:
- 2 białka
- 100g cukru drobnego 

Jeśli chcecie użyć raczej słodkiego wypełniania można w ogóle pominąć cukier w cieście, ponieważ beza okrywająca całość jest też słodka i całość byłaby przesłodzona. Oczywiście można też nie robić wcale bezy, podobno nie wszyscy ją lubią. ???


Masło musi być zimne, a wyrobienie ciasta powinno być procesem szybkim. Trzeba przesiekać dużym nożem masło z mąką i pudrem, jeśli słodzimy ciasto, oraz żółtka. 


Kiedy wszystko wygląda jak drobna kruszonka, trzeba dokończyć zagniatanie już rękami. Jednolitą kulę ciasta owinąć folią i schłodzić w lodówce przez przynajmniej pół godziny. Po tym czasie wyklejam rozwałkowanym ciastem formę. Wkładam do piekarnika rozgrzanego do 180 stopni i piekę około 20 minut.


Na podpieczone wykładam dżem i posypuję orzechami. I takie możnaby zapiec z 10 minut i byłoby kruche dla osób nielubiących bezy.


A gdy decydujemy się na bezę ubijamy chwilę po włożeniu ciasta na pierwsze pieczenie. Ubić trzeba na najwyższych obrotach, na koniec stopniowo, powoli dorzucać cukier. Rozprowadzić na dżemie i orzechach i dokończyć pieczenie piekąc w 150 stopniach przez 20 minut z termoobiegiem. 


Najlepiej kroi się już całkiem wystudzone. Dokładnie ta wersja mojej tarty jest dość słodka, ale zawsze można wprowadzić swoje drobne zmiany w ilości cukru. Jednak gdy kawałeczkowi tego cymesu towarzyszy gorzka kawa lub herbata, komponują się ze sobą doskonale.



A tu dzieło Najlepszego z Mężów, tu będziemy cieszyć się letnią kawą, gdy tylko poprawi się pogoda :)



Polecam serdecznie! A jaki jest atut tej tarty? Robiąc ją czyścimy lodówkę :)


#tartanakruchym #slodkatarta #tartaporzeczkowa #tartazbeza #itbmtt 


niedziela, 14 czerwca 2020

Siała baba mak - ucierane ciasto z makiem niemielonym


Ciasto na niedzielę w naszym przypadku przeważnie nie ma szans doczekania niedzieli. Właściwie najbezpieczniej byłoby piec późno, kiedy chłopaki już śpią. Problem w tym, że odkąd nie są już maluchami, kładą się często później niż ja. Powoduje to, że coraz częściej sięgam po przepisy najprostsze i najszybsze. Zresztą wydaje mi się, że mimo swej prostoty, często odwdzieczają się one bardzo dobrym, powtarzalnym smakiem i nawet w leniwym dniu dają przyjemność, jaką są domowe wypieki. Długo nie mogłam znaleźć przepisu na moją dzisiejszą propozycję. Poznałam ten rodzaj makowej babki dawno temu, kiedy pod choinką znalazłam prezent od siostry w postaci ślicznej formy w kształcie gwiazdy. Forma nie była pusta, wypełniała ją dzisiejsza babka makowa, której zaletą jest użycie ziaren maku zupełnie suchych i bez mielenia. Cóż za wygoda  w dzisiejszych zbyt pośpiesznych czasach. Mak przyjemnie chrupie i nadaje ciastu specyficzną strukturę. Wreszcie odnalazłam przepis i oczywiście okazało się,  że jest tak łatwy, że można polecić  go wszystkim, którzy powatpiewają w swoje umiejętności cukiernicze. 

Potrzebne będą:
- 1 szklanka mąki 
- 1 niepełna szklanka cukru 
- 1 szklanka maku
- 1 duża łyżeczka proszku do pieczenia 
- 1 kostka masła lub margaryny 
- 5 jajek
- ew. kilka kropli aromatu migdałowego 
- duża tortownica



Tortownicę smaruję masłem i wysypuję bułką tartą. Najczęściej do ciast wolę stosować masło, tu wyjątkowo wzięłam margarynę, ale blaszkę lepiej zawsze smarować masłem, da choć odrobinę maślango  smaczku.



Do misy robota wrzucam tłuszcz, 5 żółtek i cukier, po czym ucieram do uzyskania gładkiej masy. 



Wówczas dodaję mąkę przesianą z proszkiem oraz mak i ponownie pozwalam robotowi połączyć wszystkie składniki .



W tym samym czasie w odrębnym naczyniu ubijam na sztywno białka, aż do uzyskania sztywnej napowietrzonej piany. 


Pianę dodaję do ciasta i jeszcze raz wyrabiam, ale na najwolniejszych obrotach. I już, gotowe. Wykładam do przygotowywanej formy, wyrównuję powierzchnię i wkładam do rozgrzanego do 180 stopni piekarnika na około 50 minut. W każdym piekarniku czas pieczenia może być odrobinę krótszy lub dłuższy.


Najlepiej zrobić próbę wykałaczką albo patyczkiem do szaszłyków,  po prostu musi być suchy po nakłuciu placka aż do dna formy. Potem studzę w formie i dopiero po mniej więcej 20 minutach posypuję cukrem pudrem. Można też tego nie robić, można zastosować polewę czekoladową i zmienić nieco smak ciasta.


Babeczka makowa to zwyczajna babka ucierana,  najlepiej uda się ze składników w temperaturze pokojowej. Jest nieskomplikowana i świetnie wchodzi w towarzystwie czarnej kawy, ewentualnie ziemnego mleka.


Warto spróbować, 
do czego serdecznie zachęcam!
Zapraszam!



#ucieranezmakiem #babkamakowa #makniemielony #prostababka #szybkiewypieki #upieczzdzieckiem #itbmtt 


sobota, 6 czerwca 2020

Cantuccini - proste i pyszne ciastka z Toskanii


Wielokrotnie słyszę od mojego Męża, że przeze mnie nie może zrzucić zbędnych  kilogramów. To jednak nie jest wcale prawda, ponieważ kiedy ja niczego nie piekę, on i tak świetnie uzupełnienia węglowodany testując różnorodne ciastka i ciasteczka. Niedawno jednymi ze sklepowych słodkości były typowe, włoskie cantuccini. Bardzo Markowi smakowały i zapytał, czy umiałambym takie zrobić.
Niejednokrotnie już czytałam na ich temat, więc oczywiście potwierdziłam. Wiedziałam, że są to ciastka dobre do długiego przechowywania, są bowiem jakby dwukrotnie pieczone, a raczej pieczone, a następnie podsuszane jak sucharki.
Wkrótce postanowiłam sprawdzić, jak mi się udadzą prawdziwie domowe cantuccini. Przejrzałam sporo włoskich przepisów i zdecydowałam się na prawie idealne powtórzenie przepisu Benedetty z kanału na YT Fatto in Casa da Benedetta. Ciastka udały się znakomicie. Do tego warto pamiętać, że te ze sklepu nie są tanie, zatem lepiej zrobić samemu i cieszyć się odrobiną Italii pod własnym dachem. Zaskoczyło mnie, że prawie wszystkie włoskie receptury podają, że cantuccini piecze się na amoniaku i tak też i ja zrobiłam. Wykonanie jest naprawdę proste, a ciasteczka wyglądają jak z włoskiej cukierni i dobrze przechowywane mogą długo umilać popołudnia przy kawie lub, jak jedzą je Włosi, przy winie.

Przygotujcie:
- 3 duże jajka 
- 180g drobnego cukru 
- łyżkę esencji waniliowej 
- startą skórkę z cytryny 
- 100g miękkiego masła 
- 9g amoniak spożywczego 
- 500g mąki 
- 200g migdałów 



Często w przepisach migdałowe cantuccini są z posiekanymi migdałami, jednak w tej wersji używam całych i w ogóle nie trzeba ich obierać z brązowej skórki .


Do sporej miski wbiłam jajka, dorzucam cukier, wanilię i skórkę cytryny. 



Wystarczy teraz połączyć te składniki mieszając choćby widelcem. Prawie od razu dodać też masło. Następnie stopniowo dodawać mąkę  i mieszać, przy czym do pierwszej porcji dosypać cały amoniak. 


Kiedy będą już w misce jakieś 2/3 mąki dorzucić wszystkie migdały i chwileczkę pomieszać w naczyniu, po czym przełożyć na posypaną mąką stolnicę i wyrobić ciasto.


Gotowe podzielić na 6 mniej więcej zbliżonych części.  


Każdą z nich uformować w wałek długość blachy i kłaść na papier do pieczenia albo lekko wysmarowaną formę. 


Oczywiście już wcześniej watro rozgrzać piekarnik do temperatury 175 stopni. Pierwsze pieczenia zajmie około 25, do 30 minut. 


Po tym czasie trzeba "bagietki" wyjąć, przestudzić trochę, na przykład 10 minut na kratce kuchennej. 


Następnie  kroić skośne kromki o grubości około 2 centymetrów i przełożyć z powrotem na blachę. 


Drugie pieczenia można zrobić z nawiewem. Znowu utrzymać 175 stopni i podpiec, zrumienić cantuccini jeszcze 10 minut. 




Są to ciastka tyleż egzotyczne co swojskie. Proste, pyszne i przez fakt, że tak bardzo zbliżone wyglądem do tych, które można kupić, świetnie nadają się do przygotowania z nich małych, uroczych paczuszek prezentowych.


Chciałabym jeszcze dodać informację, jak długo przechowaliśmy nasze migdałowe cantuccini, ale co Was tu będę czarować, w ogóle ich nie przechowaliśmy. Zniknęły w dobę. Z tego przepisu wyjdzie Wam mniej więcej 90 ciastek, każde ma około 50kcal, oczywiście ilość zależy od tego, jak grubo pokroicie je sobie. Nie może być ani za cienko, ani za grubo.


I tak oto w prosty sposób można sobie wprowadzić w życie odrobinę słonecznej Toskanii, właśnie stamtąd pochodzi tradycja pieczenia cantuccini. I niezależnie od tego czy zgodzimy się z wersją, że ich nazwa pochodzi od słowa "canto" , co znaczy "śpiewam", czy "cantellus" , czyli "kromka" z łaciny, gwarantuję, że każda chrupiąca kromeczka Waszych cantuccini przyniesie radość i zadowolenie. Włosi jedzą je z kawą lub winem. Już planuję sobie taki włoski wieczór w letnie, gorące dni, które już przed nami.


Smacznego!


#cantuccini #domowecantuccini #ciastkazmigdalami #migdałowe #latwewypieki #ciastkanabozenarodzenie #itbmtt