Moje przepisy

piątek, 30 października 2015

Księżycowe BAT ciasteczka


Parę chwil jeszcze i będzie po piątku.

Coraz częściej zauważam niebywale szybkie tempo mijających dni. Czas płynie jakby szybciej. Jego upływ najwyraźniej widać patrząc na dzieci, rosną tak szybko!
Nie pamiętam, kiedy pierwszy raz robiłam dzisiejsze ciasteczka, na pewno dość dawno. Ich nazwa to wynik pomysłów moich dzisiejszych pomocników. Księżycowe dość się kojarzą, ale skąd im powstał ten dodatek BAT? Sami dziś nie pamiętają. Ciasteczka są świetne, łatwe, pyszne, w chłodzie, ale nie w lodówce można je przechować nawet tydzień. Do tych zalet dodać należy: wyglądają tak atrakcyjnie, że czasem brane są za ciastka kupione 
w cukierni. Mam ten przepis od najbliższej sąsiadki,  Kasi. Dziękuję.

Przygotowanie ciastek zamknie się gdzieś w godzinie. Z przepisu wychodzi ok. 40 sztuk. A są tak proste w przygotowaniu, że dziś prawie w całości zrobili je jedenasto. i ośmiolatek.

Składniki:

- ok. 350 g mąki
- 250 g masła
- ok. 30 g śmietany
- 20 g świeżych drożdży
- ok. 3 jabłek

- cukier puder do posypania
- ew. kostki lodu i sok z cytryny




Mąkę odmierzamy na blat, na którym będziemy pracować, dodajemy masło, śmietanę i na nie bezpośrednio kruszymy drożdże. Najpierw siekamy wszystkie składniki podobnie jak wówczas, gdy przygotowujemy kruche ciasto. Kiedy jest już dość  drobna niby kruszonka,  zagniatamy w miarę szybko ciasto, które powinno być elastyczne i półmiękkie, formujemy kulę. 




Teraz pora przygotować jabłka.
Trzeba je obrać i podzielić na małe kawałeczki, najlepiej pozbawione ostrych krawędzi, będzie wtedy łatwiej zamykać je w ciasteczkach. Jabłka mogą lekko ściemnieć pod wpływem ciepła i tlenu, można ich takich użyć, ale jak chcemy zachować jasne owoce wystarczy pokrojone owoce włożyć do lodowatej wody, najlepiej też zakwaszonej sokiem cytrynowym.


Kiedy jabłka już gotowe czekają, pora rozwałkować ciasto na jakieś 5 mm. Najlepiej podzielić ciasto na dwie części. Rozwałkowane kroimy przy użyciu szklanki z ostrym brzegiem . W każdym kole jak w pierogu zamykamy kawałek jabłka i odkładamy 
na wytłuszczoną blachę w odstępach, bo ciastka podrosną podczas pieczenia. 






Przygotowuję z jednej porcji 2 blachy ciastek. 
Kiedy zaczynam przygotowywać drugą blachę, włączam już piekarnik i rozgrzewam go do 180 st. Piekę obie blachy równocześnie ok. 25 min., z tym, że tę porcję, która jest na górnej półce wyjmuję po tym czasie, a drugą złocę jeszcze dodatkowe 3 minuty.

Kiedy ciastka są gorące dość obficie obsypać należy je cukrem pudrem. To już wszystko. Proste, ładne i smaczne - czego chcieć więcej?




Spróbujcie, okazuje się, że nie tylko dziewczynki lubią piec ciacha!








Szczególnie, kiedy są to małe złote księżyce wschodzące prosto do roześmianych ust. 




#ciastka #zdrożdżami #zdziećmi #jabłka


środa, 28 października 2015

Mamą być



Podobno Johna Lennona zapytano kiedyś w szkole, kim chce być w przyszłości. Odpowiedział, że chce być szczęśliwy. Wówczas zarzucono mu, że nie rozumie pytania, 
a on odpowiedział, że to oni nic nie rozumieją. 

Poznałam tę historię niedawno. Lennon nie był moim idolem, ale ta historia z jego życia idealnie wpisuje się w moje poglądy. Nie wiem kim zostaną w przyszłości moi synowie, nie chcę im planować życia, marzę jedynie, aby byli szczęśliwi. Zakładając dawno temu, że w przyszłości będę matka, nie wiedziałam, na co się decyduję. Miłość była i jest oczywista, ale jak trudny jest to fach nie myślałam. Teraz staram się nie zapominać, że chłopcy to zupełnie odrębne, niesamowite dwa byty,  które muszą swoje życie przeżyć sami. Ani się obejrzę, zaczną wieść życie, w którym będę obecna na tyle, na ile oni zechcą. Marzę, by chcieli dzielić się nim ze mną.
Teraz jest mój czas na to, by sobie na to zasłużyć. Co mogę im póki co dać? 
Matczyną dbałość i czas. Te pełne talerze i świeże obiadki są przecież moim wyznaniem do nich. Czy je odczytują w ten sposób? Raczej nie. Dziś wręcz oprotestowali kuchenne wycieczki poza tradycję. Okazało się, że Yorki to wolą w psiej postaci, nie na talerzu jako Yorkshire pudding. Może to i lepiej? Mają swoje zdanie i nie wahają się go wyrażać, Oby nie stracili tej umiejętności. Cóż, dzisiejsza angielska kuchnia nie zebrała pochwał.
Może sprawią to wspólnie pieczone ciasteczka? 

To będzie  nasz plan na piątkowe popołudnie.

Zrobimy ciasteczka  RAZEM :)



czwartek, 22 października 2015

Bułeczki pszenne śniadaniowe

Przyszła noc. Dzieci śpią, koty się grzeją, a w lodówce wylądowało już ciasto na nasze najzwyklejsze bułeczki. 
Chrupiące i cieplutkie wypełnią nam jutro śniadanie i powędrują z chłopcami do szkoły.
Ten przepis opracowałam sobie po różnych próbach i lekturze wielu stron specjalistów od pieczywa domowego.
Praktycznie od marca nie kupujemy sklepowego pieczywa, a pieczenie chleba i różnych bułeczek jest moją ogromną radością, szczęśliwie połączoną z uśmiechami konsumentów :)

Żeby cieszyć się bułkami podczas sobotniego śniadania, przygotowanie ciasta zaczynamy w piątek rano, ale to będzie tylko chwilka, po której można wyjść do pracy lub zająć się przez cały dzień czymkolwiek chcemy. Trzeba wykonać prosty zaczyn zwany poolish.

Zaczyn:

100 g maki pszennej np. 550
100 g ciepłej wody - ja mam 38 st. i biorę ją po prostu z kranu
1 płaska, może być nawet niepełna łyżeczka suchych drożdży.









Wszystko co trzeba zrobić, to wymieszać ww. składniki na jednolitą pastę, szczelnie przykryć, folią spożywczą lub aluminiową i pozostawić w temperaturze pokojowej.
Do wieczora nic już z tym nie robimy.







Po minimum 10 godzinach, ale raczej nie dłużej 16, będzie pora wykonać ciasto.
Zaczyn będzie bąbelkował i wyglądał tak:





Odważamy 
400 g maki, 
200 g ciepłej wody, 
taką samą niewielką ilość suchych drożdży co rano, 
łyżeczkę soli i wszystko łączymy, najpierw łyżką, a potem ręką wyrabiamy kilka minut aż powstanie elastyczne, miękkie ciasto, które pozwoli się uformować w kulę. Teraz lekko smarujemy dłoń oliwą lub olejem i gładzimy nasza kulę ciasta ze wszystkich stron, po czym pod przykryciem pozostawiamy ciasto jeszcze w temperaturze pokojowej na 1,5 godziny, ale co pół godziny należy je lekko wyrobić, tzn. naciągnąć lekko ze wszystkich stron, po czym ponownie formować kulę i przykrywać.
Po ostatnim, trzecim zagniataniu owijamy miskę folią i wkładamy na noc do lodówki.















Rano wyjmujemy ciasto z lodówki i od razu rozgrzewamy piekarnik do 220 st.

Ciasta będzie w naczyniu zdecydowanie więcej




W czasie kiedy piekarnik się rozgrzewa, formujemy dowolnego kształtu bułki i układamy je na papierze do pieczenia.







 Najlepiej rozgrzewając piekarnik ogrzewać w nim blachę, na której będą pieczone bułki, ale będą też całkiem ok. jeśli papier będzie na blaszce zimnej.
Z tej ilości ciasta robię ok. 12 bułek, ale my wolimy raczej takie niezbyt wielkie. Najwięcej robię 16. Kiedy chcę mieć okrągłe klasyczne bułeczki, formuję je najczęściej już wieczorem i na blaszce z papierem wkładam szczelnie przykryte do lodówki. Natomiast kiedy wkładam ciasto do lodówki i nadaję kształt bułkom rano, rozgrzewam blachę i kładę bułki na papier, a dopiero później na blachę. Trzeba to jednak robić szybko i ostrożnie, aby się nie oparzyć. Takie bułki smaruje też leciutko wodą i to pozwala je posypać dowolnymi ziarnami, pysznie smakuje dynia lub mak. Mogą być kwadratowe, trójkątne, bagietkowe lub zwykłe krągłe. Nadają się do wszystkich rodzai kanapek.






Samo pieczenie to ledwie 5 minut w 220 st. i 10 w 200 st., na środkowej półce piekarnika na obu grzałkach, ale bez termoobiegu. Lekko złote trzeba przestudzić na kratce, ale szczerze mówiąc długo na niej nie poleżą.






Na bazie tego przepisu robię też pieczywo z mąki graham, razowej lub orkiszowej. Trochę tylko wówczas dodaję więcej wody.





#bułki #drożdże #bezjajek

środa, 21 października 2015

Jesień




I nadeszła. 

Nie o tę kalendarzową, obecną od miesiąca mi chodzi, ale tę mokrą i sunącą w wilgotnym płaszczu po mokrej ziemi. Póki rozpieszczała ciepłem i prawie słonecznymi dniami było wzorcowo. Teraz kapie, sączy się i skleja z butami i nastrojami. Powiedziałabym, że to przez mojego męża, od tygodni twierdził, że nie może doczekać się biegania z zasysającym błotkiem pod stopami. Doczekał się. Wcale nie marudzę. Właściwie to też mnie cieszy deszcz. Wszystko tak ginęło w letniej suszy, że zniechęcało do jakichkolwiek upraw. Wiadomo jednak, że skracający się dzień i szybko nadciągająca ciemność budzi smętne myśli i czasem  dobry humor wymaga wspomagaczy i specjalnego budulca.

A gdyby tak ogrzać się ciepłymi, chrupiącymi bułeczkami na sobotnie śniadanie?

Jutro mój ulubiony prosty przepis na bułeczki, które można dowolnie formować. Mniam. :)





niedziela, 18 października 2015

Muffiny lekko piernikowe




Muffiny są prawie piernikowe, ponieważ przyprawy piernikowej jest w nich bardzo niewiele.
Pamiętam, że kiedy byłam dzieckiem z żalem spoglądałam w sklepie na zapakowane 
w folie wielkie kostki piernika przełożonego marmoladą i polanego czekoladą. Mama ich
 nie kupowała, sama piekła piernik. Oczywiście z mojej perspektywy ten "sklepowy" 
na pewno był przeeeepyszny! Czasy się zmieniły, teraz zdecydowanie wszyscy stokroć bardziej doceniamy samodzielnie przygotowane dania i ciasta.

Mam w swoim zeszycie przepisów recepturę obecną w naszej rodzinie pod hasłem: Piernik Pani Zdobylakowej. Pani Helena była naszą sąsiadką, każdemu życzę takich sąsiadów! Właśnie na  bazie jej przepisu powstały powyższe muffiny.
Jest ogromnie prosty. Dla uproszczenia wszystko można wymieszać mikserem lub innym pomocnikiem kuchennym. Trochę go na potrzeby muffinek zmieniłam.
Zatem do odpowiedniej wielkości naczynia wrzucamy:

- 2 szklanki mąki pszennej przesianej
- 1 niepełną szklankę cukru
- 1 szklankę oleju
- 0,5 szklanki zimnego mleka
- 0,5 szklanki dowolnego dżemu/powideł/miękkiej marmolady
- 4 małe jajka lub 3 duże
- 1 łyżeczkę proszku do pieczenia
- 1 łyżeczkę sody
- 0,5 łyżeczki przyprawy piernikowej

Powyższe składniki dodawane w dowolnej kolejności należy dokładnie połączyć aż będzie jednolite, gładkie, mocno lejące się ciast.

Wówczas dodałam do niego ok. 80 g  drobno pociętej czekolady i delikatnie wymieszałam już łyżką.

Piekę w foremkach silikonowych, są idealnie niekłopotliwe. Po prostu małą chochelką (taką, która odmierza wielkość jednego naleśnika) wlewam ciasto do foremek. Z tej porcji wychodzi 18 sztuk.
Oczywiście, jeśli nie ma w domu silikonowych foremek, można ciasto upiec w papierowych lub tradycyjnie, smarując foremki tłuszczem i wysypując drobną bułką tartą.
Ciasta będzie w foremkach tak do połowy lub mniej, tak ma być, mocno urosną 
w piekarniku.
Trzeba je teraz włożyć do rozgrzanego do 180 st. piekarnika mniej więcej na środkową półkę na ok. 30 minut. Warto na koniec sprawdzić patyczkiem, np. drewnianym patyczkiem do szaszłyków, jeżeli wsunięty w babeczkę patyczek po wyjęciu jest suchy na całej długości znaczy, że pieczenie skończone.
Studzimy do delikatnym wytrząśnięciu z foremek na kratce kuchennej.

Kiedy są wystudzone:






kroję babeczki na trzy krążki.



Następnie smaruję wybranym dżemem, w sumie u mnie to nie dżem tylko galaretka 
z czerwonej porzeczki, którą robiłam latem.





A potem wszystkie mini torciki już złożone w całość czekają na polewę.

Polewa to 100 g pokrojonej czekolady, 40 g masła i 2 łyżki wody, tylko po to, by postawione na gorącym palniku nie podpiekły się i nie zgorzkniały. Cały czas mieszając rozpuszczam masę aż będzie jednolita i gładka.




Teraz pozostaje już tylko umieścić leciutko przestudzoną polewę na muffinach, uważam, 
że najlepiej wykonać to przy pomocy pędzla kuchennego, stosuję od paru lat silikonowy
 i raczej się sprawdza. Na koniec można babeczki jakoś jeszcze przyozdobić. Akurat tym razem wykorzystałam lentilki.

I to już wszystko. Mam nadzieję, że spróbujecie i będą smakowały.




#muffiny #czekolada #piernikowe #zdziećmi

sobota, 17 października 2015

Powitanie

Właśnie tak.

Tu będę miała takie różne swoje sprawy, które czasem śmieszą, czasem starszą, zawsze są moje.
To będzie blog o tym, co lubię. Czasem w kuchni, czasem w ogrodzie, czasem w zupełnie innym miejscu. Czasem z kimś, częściej samodzielnie. 
Zauważyłam, że wielka część blogów jest tworzona przez mieszkanki naszej stolicy lub innego wielkiego miasta. Na drugim biegunie bloggerki, które zaszyły się w odległych, przepięknych stronach wiejsko-czarodziejskich, często wcześniej porzucały korporacyjne ramy i szukały wolności. Cudowne kobiety. Tylko wydaje mi się, że duża grupa czytelniczek internetu  - jak ja - żyje gdzieś po środku. Nie otacza nas wielkomiejski zgiełk, jednak nie żyjemy też w cichych rejonach górskich, leśnych, pełnych jezior. Po prostu nasza rzeczywistość to średnie miasto, miasteczko albo spokojna wieś, gdzieś nieopodal sporego miasta. Jesteśmy tu, bo tak wybrałyśmy, jesteśmy tu, bo tak zdecydował los. Jakiekolwiek są to powody myślę, że od nas zależy, jakie życie będziemy w tym świecie wiodły.
Chcę dzielić się tym, co teraz stanowi moją codzienność. Może to komuś się spodoba. Może pomoże. Myślę, że mi tak.

A że od kilku miesięcy utknęłam w domu, odkryłam miłość do kuchni i domu. Dogadzam moim synom i mężowi i okazało się, że jest to dla mnie nieodmiennie radość.

Dlatego jutro podzielę się z moim wifi stworzonymi dziś muffinami quasi piernikowymi :)

Ale to jutro. dziś się już zbyt uzewnętrzniłam.

Bożena