Wielokrotnie słyszę od mojego Męża, że przeze mnie nie może zrzucić zbędnych kilogramów. To jednak nie jest wcale prawda, ponieważ kiedy ja niczego nie piekę, on i tak świetnie uzupełnienia węglowodany testując różnorodne ciastka i ciasteczka. Niedawno jednymi ze sklepowych słodkości były typowe, włoskie cantuccini. Bardzo Markowi smakowały i zapytał, czy umiałambym takie zrobić.
Niejednokrotnie już czytałam na ich temat, więc oczywiście potwierdziłam. Wiedziałam, że są to ciastka dobre do długiego przechowywania, są bowiem jakby dwukrotnie pieczone, a raczej pieczone, a następnie podsuszane jak sucharki.
Wkrótce postanowiłam sprawdzić, jak mi się udadzą prawdziwie domowe cantuccini. Przejrzałam sporo włoskich przepisów i zdecydowałam się na prawie idealne powtórzenie przepisu Benedetty z kanału na YT Fatto in Casa da Benedetta. Ciastka udały się znakomicie. Do tego warto pamiętać, że te ze sklepu nie są tanie, zatem lepiej zrobić samemu i cieszyć się odrobiną Italii pod własnym dachem. Zaskoczyło mnie, że prawie wszystkie włoskie receptury podają, że cantuccini piecze się na amoniaku i tak też i ja zrobiłam. Wykonanie jest naprawdę proste, a ciasteczka wyglądają jak z włoskiej cukierni i dobrze przechowywane mogą długo umilać popołudnia przy kawie lub, jak jedzą je Włosi, przy winie.
Przygotujcie:
- 3 duże jajka
- 180g drobnego cukru
- łyżkę esencji waniliowej
- startą skórkę z cytryny
- 100g miękkiego masła
- 9g amoniak spożywczego
- 500g mąki
- 200g migdałów
Często w przepisach migdałowe cantuccini są z posiekanymi migdałami, jednak w tej wersji używam całych i w ogóle nie trzeba ich obierać z brązowej skórki .
Do sporej miski wbiłam jajka, dorzucam cukier, wanilię i skórkę cytryny.
Kiedy będą już w misce jakieś 2/3 mąki dorzucić wszystkie migdały i chwileczkę pomieszać w naczyniu, po czym przełożyć na posypaną mąką stolnicę i wyrobić ciasto.
Gotowe podzielić na 6 mniej więcej zbliżonych części.
Każdą z nich uformować w wałek długość blachy i kłaść na papier do pieczenia albo lekko wysmarowaną formę.
Oczywiście już wcześniej watro rozgrzać piekarnik do temperatury 175 stopni. Pierwsze pieczenia zajmie około 25, do 30 minut.
Po tym czasie trzeba "bagietki" wyjąć, przestudzić trochę, na przykład 10 minut na kratce kuchennej.
Następnie kroić skośne kromki o grubości około 2 centymetrów i przełożyć z powrotem na blachę.
Drugie pieczenia można zrobić z nawiewem. Znowu utrzymać 175 stopni i podpiec, zrumienić cantuccini jeszcze 10 minut.
Są to ciastka tyleż egzotyczne co swojskie. Proste, pyszne i przez fakt, że tak bardzo zbliżone wyglądem do tych, które można kupić, świetnie nadają się do przygotowania z nich małych, uroczych paczuszek prezentowych.
Chciałabym jeszcze dodać informację, jak długo przechowaliśmy nasze migdałowe cantuccini, ale co Was tu będę czarować, w ogóle ich nie przechowaliśmy. Zniknęły w dobę. Z tego przepisu wyjdzie Wam mniej więcej 90 ciastek, każde ma około 50kcal, oczywiście ilość zależy od tego, jak grubo pokroicie je sobie. Nie może być ani za cienko, ani za grubo.
I tak oto w prosty sposób można sobie wprowadzić w życie odrobinę słonecznej Toskanii, właśnie stamtąd pochodzi tradycja pieczenia cantuccini. I niezależnie od tego czy zgodzimy się z wersją, że ich nazwa pochodzi od słowa "canto" , co znaczy "śpiewam", czy "cantellus" , czyli "kromka" z łaciny, gwarantuję, że każda chrupiąca kromeczka Waszych cantuccini przyniesie radość i zadowolenie. Włosi jedzą je z kawą lub winem. Już planuję sobie taki włoski wieczór w letnie, gorące dni, które już przed nami.
Smacznego!
#cantuccini #domowecantuccini #ciastkazmigdalami #migdałowe #latwewypieki #ciastkanabozenarodzenie #itbmtt
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz