Od kilka dni mój starszy, niespełna dwunastoletni Syn nie jest już dzieckiem. Niby wiedziałam, że już przekroczył mój wzrost, wiedziałam, że za kilka miesięcy przekroczy kolejny ważny próg życia kończąc szkołę podstawową, niby widziałam, że coraz częściej i wyraźniej staje się samodzielny, a jednak wciąż myślałam o nim "mój mały Syneczek". Aż nadeszła ostatnia sobota.
Mareczek od wielu miesięcy wytrwale stosuje prawie codziennie ćwiczenia kalisteniczne, które poznał dzięki lekturze książki "Skazany na trening". Te szczególne metody treningu chciał wprowadzić u siebie mój Mąż, jednak wytrwałości mu nie wystarczyło i pozostał przy dotychczasowych zajęciach szybko porzucając kalistenikę. Tymczasem zawstydził go syn, wytrwale przechodząc od kroku do kroku, ćwicząc każdego dnia. Wreszcie doszedł do wniosku, że wszystko to mało i wzorując się na swym tacie, rozpoczął uprawianie biegania. Biegał tak sobie po naszych błotnych ścieżkach rujnując zwykłe buty i dresy. Uznaliśmy w końcu, że biega już na tyle długo i wytrwale, że warto zaopatrzyć młodego sportowca w strój biegacz, taki na każdą pogodę. Właśnie ta decyzja sprawiła, że oglądając go w pełnym ekwipunku, poczułam, że mamy pod dachem już nie małego chłopca, lecz młodego mężczyznę. Staną przed nami szczupły, spokojny, młody człowiek. Kiedy tak wyrósł? Ledwie niedawno przyszedł na świat, a nim się spostrzeżemy wydorośleje i jakaś "baba" nam go odbierze. Dzieci rzeczywiście rosną, jak na drożdżach, prawda? Tym bardziej jakoś tak żal, że ciągle za mało mamy czasu, by spędzać go z nimi. Wkrótce wybędzie nam spod skrzydeł. Skrzydła, baby, drożdże. Jakoś tak sporo odniesień do zwyczajowych tradycji Wielkanocnych. Dlatego pomyślałam, że dobrą ilustracją moich wynurzeń o wzrastających dzieciach, będą tradycyjne baby drożdżowe pojawiające się zawsze na Wielkanocnym stole. Dzisiejszy przepis to podstawowa receptura na ciasto drożdżowe, które mój Mąż przygotowuje zgodnie ze wskazówkami swej mamy, choć może coś tam lekko pozmieniał, bo od lat mówimy, że uczeń przerósł mistrza. Baba By My Beloved Husband jest delikatniejsza niż ta z jego domu rodzinnego.
Przygotujcie:
- 500g mąki pszennej, najlepiej tortowej
- 50g świeżych drożdży
- 250ml mleka
- 125g masła
- 125g cukru
- 2 żółtka
- 1 jajko
- szczypta soli
- ok. 3 łyżek oliwy
- ew. rodzynki
Jajka i mąka oraz drożdże powinny mieć temperaturę pokojową. Mleko podgrzewam i rozpuszczam w nim cukier. Masło topię i studzę, aby nie było za ciepłe.
Trzeba przygotować rozczyn. Można w osobnej miseczce lub w dołku na środku mąki przesianej do naczynia, w którym będę wyrabiać ciasto.
Rozczyn to skruszone drożdże wymieszane z kilkoma łyżkami mleka, odrobiną cukru i mąki. Mieszam i odstawiam do wystartowania drożdży w ciepłe miejsce przykrywając.
Jajko łączę z dwoma żółtkami.
Kiedy drożdże już pracują mieszam je z mąką, na razie tylko w środkowej części naczynia.
Dorzucam jajka.
W międzyczasie oprószam rodzynki mąką.
Wlewam ciepłe, ale nie za ciepłe mleko z cukrem i wyrabiam do połączenia wszystkich składników. Łącznie z odrobiną soli.
Do lepkiej, już w miarę jednolitej masy wlewam po kilku minutach stopione masło, musi być przestudzone.
Wytrwale wyrabiam kilka dobrych minut, staram się już nie dodawać maki, ew. maksymalnie dodam ze dwie łyżki. Wyrabiam aż coraz łatwiej odchodzi od naczynia. Dodaję rodzynki, wyrabiam jeszcze.
Lekko je smaruję z wierzchu oliwą, by nie schło podczas wyrastania.
Wyrasta przykryte, w cieple przez około 1,5 godziny.
Po tym czasie powinno mniej więcej podwoić objętość. Kiedy ciasto rośnie smaruję formy. Na tę babę potrzebujecie jednej naaaprawdę dużej lub dwóch form, tradycyjnej i takiej gdzieś o 1/3 mniejszej. Chyba z tego wiecznego zakochania w Mężu zapomniałam, że do drożdżowego nie sypie się blach bułką, wystarczy tylko wysmarowanie masłem. Przez ten prosty błąd miałam problem z gładkim rozprowadzeniem na gotowych babach lukru i polewy.
Forma ma być wypełnione maksymalnie do 2/3 ścianki. Odkładam znowu pod przykryciem do wyrośnięcia.
Po ok. 20 minutach zaczynam rozgrzewać piekarnik do 180 stopni.
Po pół godzinie pora upiec baby.
Gotowe po ok. 30 minutach pieczenia. Najlepiej zrobić próbę wbijając drewniany patyczek pod koniec pieczenia. Jeżeli pozostanie po wyjęciu suchy, ciasta są gotowe.
Gotowe babki studzę na kratce kuchennej. Jeszcze ciepłe można po prostu posypać cukrem pudrem
Jeżeli mają być lukrowane lub polane czekoladą, muszą być wystudzone.
I to tyle. Urosły i zniknęły nam szybko z oczu.
Było wiadome, że tak się stanie, a jednak nie wiadomo skąd zaskoczyło mnie to.
Tak jak z tym dorastaniem dzieci.
SMACZNEGO !!!
#babadrodzowa #babawielkanocna #drozdze #itbmtt
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz