Moje przepisy

wtorek, 5 kwietnia 2016

O wyższości dnia powszedniego nad dniem świątecznym



W kalendarzu pojawia się coraz więcej różnego typu dni świątecznych. Świąt kościelnych, państwowych, tradycyjnie naszych polskich lub wędrujących ku nam z bliższej i dalszej zagranicy. To takie szczególne dni, często obmyślane z dużym wyprzedzeniem, planujemy wycieczki, zabawy, przyjęcia, ot po prostu, wspólne rodzinne chwile. To jest dobre. Tak powinno być. Ja jednak myślę, że nade wszystko powinniśmy pielęgnować dzień zwykły, codzienne sprawy. Szczególnie w rodzinnym gronie.
Często  z obawą patrzę na moich tak szybko rosnących Synów. Starszy to już prawie młody mężczyzna. Zaczyna mieć swoje poglądy. Ma zalety, wady. Boję się, jak będę znosić jego naturalne przecież odchodzenie w świat. Jedna rzecz mnie pociesza, żyję nadzieją, że budujemy się nawzajem rozmawiając. Te nasze rodzinne rozmowy to już nie sielanka gruchającej mamy, tulącej pod skrzydłami swoje pisklęta. Skrzydła coraz częściej są boleśnie kłute krótszymi i dłuższymi "rogami", jakie mi dzieci pokazują. Czy mnie to smuci? Jasne. Boli czasem ogromnie jakieś wzajemne niezrozumienie. Potem jednak uświadamiam sobie, że jest to przecież zwyczajna kolej rzeczy. Rosną. Myślą. Różnią się.
Ostatnio wiele mówi się o wartości, jaką jest wspólne siadanie do stołu. Temat ten pojawia się często w kontekście świętowania. Że nareszcie będzie czas na rodzinne biesiadowanie, rozmowy, które faktycznie dość naturalnie zawiązują się przy wspólnych posiłkach. Tyle, że ta formuła okazjonalna jakoś mi trąci fałszem. Nakazem dobrego humoru i rzeki słów. Nierzadko niestety finałem takich spotkań bywają kłótnie albo tylko przykre wrażenia, zakończone westchnieniem ulgi, kiedy się kończą. Dlatego uważam, że dużo wartościowsze jest budowanie wspólnoty przez codzienne zasiadanie  do stołu. Wiem, że bywa to trudne, szczególnie wówczas, gdy dzieci jako nastolatki nikną nam z oczu na całe dni i nie w głowie im spieszenie na rodzinną kolację. Zastanawiam się, jak nam się uda kontynuować dotychczasowe zwyczaje kuchenne. Póki co, prawie wszystkie posiłki każdego dnia udaje się nam jeść razem. Na horyzoncie mamy teraz gimnazjum, dojazdy do szkoły, pewnie i inne zajęcia w bardziej odległych od domu stronach. Będzie trudno. Może choć kolacja nam zostanie? Na pewno będę się o to starać.
Dlatego moje dzisiejsze wynurzenia na temat wyższości dnia powszedniego nad świątecznym chcę zilustrować  zwykłym daniem. Na stół stawiam gorącą zupę, nakrywam i ogłaszam: zupa na stole. Raz, drugi: zupa na stole, a towarzystwa ni ma. Wreszcie trzeba huknąć w przestrzeń, by zareagowali. Są. Siadamy i jemy, będzie czas na żarty i opowiadania z bieżącego dnia.
Z talerzy paruje dziś gorąca zupa selerowa. Robię ja po swojemu, ale starałam się powtórzyć smak ze stołówki sanatorium w Długopolu Zdrój.

Przygotowuję:
- 1 porcję rosołową lub 3-4 skrzydełka drobiowe
- 1 liść laurowy
- 2 ziarna ziela angielskiego
- łyżka przyprawy typu wegeta lub 1 kostka
- 2 średnie marchewki
- 1 duży seler korzeniowy
-1 cebula
- ok. 2/3 szklanki makaronu zacierka
- posiekany koperek
- sól, pieprz czarny
- kilka orzechów włoskich (można pominąć)
Z takiej ilości składników i ok. 2 litrów wody otrzymuję 8 porządnych talerzy.



Warzywa obieram, myję, trę na tarce o dość grubych oczkach. Umieszczam w naczyniu odpowiedniej wielkości, dodaję liść i ziele, obraną cebulę w całości lub pokrojoną, zalewam zimną wodą wraz z porcją/skrzydełkami.


Gotuję na sporej mocy, kiedy zaczyna wrzeć dodaję przyprawę i zmniejszając na średnią moc, gotuję ok. 10-15 minut, od czasu do czasu mieszam.



Następnie dorzucam, mieszając, odmierzoną ilość zacierki.
  

Zagotowuję do uzyskania miękkiego makaronu, wg wskazań na opakowaniu, najczęściej jakieś 10 minut.


Dosmaczam solą i pieprzem, posypuję zielonym koperkiem, Można wyjąć skrzydełka i odjęte mięso ponownie dodać do zupy.


Podając posypuję orzechami włoskimi.

Całkiem prosta jedna z wielu zupa nasza codzienna. Tak samo dobrze smakuje też na drugi dzień po odgrzaniu. Porządna, sycąca porcja. I tak codziennie, zjednoczeni nad zupą ;)

SMACZNEGO!

#zupaselerowa #zupa #seler #obiad #kolacja #itbmtt


4 komentarze:

  1. Ślina pociekła mi po brodzie.U nas dzisiaj była rodzinna produkcja ruskich pierogów ,ale na pewno spróbuję tej apetycznej zupki.
    Artur M.

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. Ja uważam, że wszystkie przepisy można modyfikować do własnych potrzeb i podniebienia. Cieszę się, że smakowało. :) Pozdrawiam :)

      Usuń
  3. Jakoś tak wyszło,że dopiero dzisiaj ja zrobiłam po raz pierwszy (nie było pomysłu,za to był spory seler��)i wyszła całkiem całkiem , chociaż jak zwykle coś niecoś pokombinował(dodałam ziemniaka i nitki bo nie było zacierek).Wszystkim smakowała ��

    OdpowiedzUsuń