Moje przepisy

niedziela, 10 kwietnia 2016

"Odcienie miłości" A.Munro - osładzam prozę życia kanadyjskim torcikiem


W ciągu ostatnich kilku miesięcy przeczytałam kilka książek autorstwa Alice Munro. Nie wiem, czy pisze tez inne formy, ja poznałam kilka zestawów opowiadań. Popularność Alice Munro w naszym kraju znacząco wzrosła po 2013, kiedy została uhonorowana literacką nagroda Nobla. Jej opowiadania wydają się takimi zwyczajnymi historiami, zdarzeniami często zbliżonymi do  znanych z własnego otocznia albo z opowieści dotyczących jakiś dalszych znajomych. Ich bohaterami są tak zwani zwykli ludzie. W zestawieniu z prostym, spokojnym językiem autorki otrzymujemy lekturę zachęcającą do ciągłego poszukiwania nowych tytułów pisarki. Jednak za każdym razem, kiedy zamykam książkę po jej ukończeniu, mam nieodparte wrażenie, że gdzieś między wierszami tkwi w opowiadaniach Alice Munro niespecjalna pochwała takiego zwyczajnego życia. Mam wrażenie, że Munro nie zezwala swoim postaciom na szczęście, są przecież tylko matkami, córkami, robotnikami, handlarzami, nauczycielami, profesji pojawia się wiele. Nie wygląda na to, by miały jakieś specjalne znaczenie. Wciąż mam uczucie czytając prozę tej kanadyjskiej noblistki, że człowiek jest skazany na wieczne niezadowolenie, nawet poszukujący, nieomal dotykający swego odkrytego z trudem celu, musi obejść się smakiem. Jakby pozostawał na zawsze głodny. Głodny życia, radości, miłości. W rezultacie Alice Munro jawi mi się jako pisarka smutku, zresztą w opowiadaniach, w które wplotła, jak przyznała, wątki z historii życia swojej rodziny, swoich przodków, ona sama nie wydaje się być osobą tryskającą radością. A szkoda, prawie na każdej obwolucie jej książek widnieje jej urocze zdjęcie, stojąc przy drzewie, patrzy prosto w obiektyw szeroko uśmiechnięta białowłosa kobieta. Gdybym miała szczęście spotkać się z nią, zapytałabym ją tylko o jedno, skąd  w jej świecie tyle przerażającej  atmosfery  beznadziejności. Powinnam porzucić czytanie tych prostych, smętnych historii. Jest jednak w jej słowach tak wiele siły, że nie sposób ich zaniechać. 
Warto jednak szczególnie podczas złej pogody i lekko dołującej lektury poprawić nastrój jakimś domowym smakołykiem. Zdecydowałam się dzisiaj na kanadyjski kruchy placek poznany w książce "Potrawy z czterech stron świata" Lekko zmieniony, przygotowany w tortownicy robi u nas za torcik orzechowy. Może zna go też pani Munro?

Jeśli Wy chcecie go poznać przygotujcie:
Na ciasto:
- 150g mąki
- 80g masła
- szczypta soli
- łyżka zimnej wody

na masę:
- 230g cukru pudru
- 60g maki
- 3 łyżki śmietany
- 50g masła
- 3 łyżki białego wina
- 120g rodzynek
- 60g orzechów włoskich
- szczypta gałki muszkatołowej
- szczypta soli
- 5 goździków
- 4 żółtka
- 2 białka

na polewę
- tabliczka gorzkiej czekolady
- 80g słodkiej śmietanki


Pierwszą czynnością jest wysmarowanie masłem tortownicy, moja ma 28cm. 


Siekam mąkę z zimnym masłem, wodą i solą. Kiedy wygląda jak drobna kruszonka, zagniatam szybko rękami, by uzyskać jednolite ciasto. 


Rozwałkowuję dość cienko i wykładam nim tortownicę.


Wkładam do piekarnika rozgrzanego do 180 stopni i piekę na złoto około 15 minut. Teraz warto też stopić masło, by miało czas przestygnąć.


Po włożeniu do piekarnika spodu przygotowuję masę odpowiedzialną za pyszny smak torcika. Orzechy mielę, łączę z rodzynkami, maleńką szczyptą soli i mąką oraz przyprawami, goździki należy zmiażdżyć lub zmielić.


Wszystkie jajka rozbijam i  oddzielam białka od żółtek. Dwa białka można wykorzystać do innych celów, dwa ubijam na sztywno.


Stopniowo dodaję cukier, wciąż ubijając.


Cztery żółtka rozbijam widelcem i łączę z ubitą pianą.


Delikatnie mieszam do połączenia. Dodaję mąkę. Mieszam. Mąkę można też dodać do bakalii i równomiernie rozprowadzić.


Stopniowo łączę lekko mieszając pianę z bakaliami z pozostałymi dodatkami smakowymi.


Na koniec dolewam masło.


Dodaję wino.


Tym razem wytrawny riesling, świetnie pasuje.


Mieszam do połączenia składników.


Rozprowadzam masę na PRZESTUDZONYM spodzie.
Wkładam do piekarnika rozgrzanego do 220 stopni, ale UWAGA - już po 5 minutach zmniejszam do 170 stopni i piekę ok. 40 minut. Trzeba sprawdzić drewnianym patyczkiem, czy ciasto jest dopieczone. Patyczek wyjęty z masy musi być suchy .


Lekko wystudzony torcik polewam polewą, ale nie jest to niezbędne, jest bardzo smaczny także bez niej. Polewę przygotowuję ze stopionej czekolady wymieszanej ze śmietanką.


Ozdabianie bywa różne, czasem są to jak widać połówki słodkich migdałów, pozbawione skórki, dzięki kąpieli w gorącej wodzie.


Uwierzcie - ten torcik ma wyjątkowy, zupełnie odległy od naszych "polskich", smak.



Kiedy wiosna robi sobie od nas wagary, pocieszmy się czekoladowym słońcem we własnej kuchni.

Smacznego!

#kruchyplacekkanadyjski #torcikorzechowy #itbmtt

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz