Moje przepisy

środa, 26 października 2016

Jestem luźny, jestem luźny tak... - Kurczak nadziewany, czyli risotto nel pollo


Nie znoszę, kiedy w różnych sytuacjach, błahych czy ważnych mój Mąż radzi mi "Wyluzuj bejbe". No nóż mi się otwiera w kieszeni, nawet wówczas, gdy nic tam nie ma. ;) Jakoś tak mam, że to zdanie podnosi mi poziom "wnerwa" i skutki ma dokładnie odwrotne. On świetnie się orientuje, jaka będzie moja reakcja, a zatrzymać tych dwóch słów za zębami nie umie. Dlatego cieszę się, że po lekturze książki "Każdy szczyt ma swój czubaszek" , mam doskonałą ripostę dzięki Marii Czubaszek, a brzmi ona: Ja jestem spokojna, tylko staram się tego nie okazywać.
Za to wyluzować mogę, ale nie "się", lecz chętnie każdy drób. Luzowanie, to  inaczej po prostu odkoszczenie, czyli wyjęcie z kurczaka lub innego ptaszyska kości. Wyjmuję wszystkie poza udowymi i skrzydłami. Potrzeba do tego ostrego noża i na początek sporo cierpliwości, ale z czasem, przy nabraniu wprawy, nie zabiera to dużo czasu. Do tego  usunięcie kości zmienia zupełnie ilość porcji z jednego kurczaka, dlatego mój dzisiejszy autorski przepis jest świetny na taki okres, jak przed nami. Początek listopada to czas rodzin, wspomnień o nieobecnych bliskich i podróży, oczywiste, że warto znaleźć potrawy, które można przygotować z wyprzedzeniem i podzielić na większa liczbę biesiadników. Tak jest w przypadku pieczonego drobiu, wcześniej odkoszczonego i nadzianego dowolnym farszem. Może być mięsny, z kaszy, ziemniaków lub, jak u mnie dzisiaj, z ryżem  i dodatkami czyniącymi z niego egzemplarz nieco włoski.

Dzisiejszy wymaga przygotowania:
- 1 sporego kurczaka 1,5 do 2kg
- 1,5 szklanki ryżu
- 1 duże jajko
- 50g startego parmezanu
- 100g pikantnego sera żółtego (tu: cheddar)
- duuuża garść liści bazylii
- sól, pieprz
- łyżka suszonej bazylii
- łyżka oliwy


Zaletą tak przygotowanego kurczaka jest możliwość zrobienia  dania nawet 2 dni przed podaniem. Zacząć trzeba od delikatnego nacinania tuż przy kostkach, ostry i nieduży nóż prowadzić należy ostrożnie kierując ostrze zawsze w kierunku kości, żeby nie nadciąć mięsa lub skóry. Najpierw nacinam od jednej strony, potem odwracam i postępuję tak samo, bardzo ważne, by usunąć bardzo drobne, ale niebezpieczne, bo ostre kości "obojczykowe". To te drobne kostki w prawym, górnym rogu zdjęcia. Oczywiście usunięte kości korpusu można wykorzystać do przygotowania zupy. Kuper odcinam i wyrzucam.


Wyluzowanego kurczaka nacieram na zewnątrz i wewnątrz solą, pieprzem i suchą bazylią. Na tym etapie może sobie trochę w lodowce poleżakować wyluzowany, a dla mnie jest czas na przygotowanie farszu.


Ryż gotuję, ale tak by był nadal lekko twardawy. Kiedy przystygnie  dodaję starty parmezan, pokrojony w kostkę ser, lekko poszarpaną bazylię i żółtko. Lekko podsypuję pieprzem, raczej nie solę ze względu na słony parmezan. Ubijam na sztywno białko ze szczyptą soli i także łączę z całością.


Kurczaka przed napełnieniem nadzieniem zszywam bawełnianą nitką, otwór po szyjce oraz dół tuszki, ale pozostawiając niewielką szczelinę, przez nią umieszczam wewnątrz cały farsz.


Zszywam do końca i rozprowadzam nadzienie by wypełniało całość, powinno być wciąż dosyć luźno, podczas pieczenia farsz powiększa swoją objętość i zaokrągli ładnie ptaszka, nadmiar nadzienia powoduje pękanie.


Nacieram jeszcze gotowego do pieczenia kurczaka i przykrywam. Wkładam do zimnego piekarnika, ustawiam temperaturę na 190 stopni i czas na 90 minut. Po godzinie można lekko podlać wierzch płynem powstającym podczas pieczenia.


Dla pewności, że jest gotowy można sprawdzić nakłuwając dosyć głęboko ostrym cienkim patyczkiem. Jeżeli wypływający płyn nie jest podbarwiony na różowo, a skórka ma pożądany złoty kolor, kurczak jest gotowy. 


Można oczywiście jeść od razu, najlepiej podając do niego sałatkę z pomidorów.


Natomiast przygotowanie nadziewanego kurczaka dzień wcześniej,  pozwala na podzielenie go na  skromniejsze   plasterki, upieczony tak kurczak z mięsnym farszem może nawet być na zimno dzielony jak wędlina.


Pokrojony zimny przed podaniem wędruje przykryty na krótkie podgrzewanie do piekarnika. Można dzięki temu grzać tylko wybraną liczbę porcji albo całość.


Smacznego!!!

#kurczaknadziewany #kurczakfaszerowany #nadzienieryzowe #niedzielnyobiad #itbmtt

środa, 12 października 2016

Tarta Papay style - szpinakowa tarta ma tę moc



Czasem trzeba sobie odpuścić. Uspokoić, nie brać na głowę zbyt wiele. Teraz, kiedy dni są coraz krótsze, dzień rozpoczynamy z nocnym widokiem za oknem, łatwo o depresyjne nastroje tu i tam. Chłopaki wstają jacyś tacy inni, marudzą, że noc, że pomyłka, że do łóżka... Dlatego uznałam, że można jednak czasem się pooszczędzać, choćby ułatwiając sobie kuchenne życie. Moja niknąca częstotliwość zamieszczania nowych postów jest wskazówką, jak mocno zagarnęła mnie w swoje mroczne objęcia praca. I z przykrością widzę ją właśnie w nieco przyciemnionej barwie. Dlatego, reasumując,  mam dziś proste danie w kolorowym wydaniu, by uciekać od szarości życia i wykorzystuję gotowe ciasto francuskie prosto ze sklepu, czasu zabrakło na przygotowanie domowej podstawy tarty. Ostatnio nieomal nadużywam szpinaku. Najczęściej baby w jego cudownej naturalnej postaci, ale dzisiaj  wykorzystuję prawie gotowca. Nie jest to jednak istotne. Istotą sprawy jest uzyskanie pożywnego, zdrowego i pełnego zielonej nadziei talerza o magicznej mocy, jak w tej starej kreskówce, gdzie marynarz Papay, wzmocniony puszką szpinaku, mógł góry przenosić bez wysiłku i przeszkód. Też tak chcę. Dlatego będę ciągle próbować. Może po kolejnej takiej szpinakowej kolacyjce poczuję te moc?
Spróbujcie ze mną.

Przygotujcie dla:
- 1 płat gotowego ciast francuskiego
- 1 op. szpinaku ok. 400g
- 4 jajka
- 100g sera cheddar
- kubek gęstej kwaśnej śmietany
- 1 ząbek czosnku
- 1 łyżka masła lub oliwy
- szczypta gałki muszkatołowej
- sól, pieprz
- pomidorki koktajlowe i liście młodego szpinaku do podania, oliwa


Na maśle przygotowuję szpinak do uzyskania ciepłej masy, którą wzbogacam posiekanym czosnkiem i gałką.


Wysmarowaną dużą 30cm formę do tarty wykładam ciastem, nadmiar należy odkroić i pozostawić do ozdobienia wierzchu tarty. Ser trę grubo, jajka roztrzepuję ze śmietaną, sola i pieprzem.


Mieszam wszystko ze szpinakiem i serem.


Jednolitą masę wykładam na ciasto, którego odcięte fragmenty umieszczam na wierzchu.


Całość wkładam do rozgrzanego do 200 stopni piekarnika, po 10 minutach zmniejszam temperaturę do 180 i piekę jeszcze 15. Sprawdzam patyczkiem, czy cała masa na bazie jajek jest już odpowiednio zapieczona.


Tarta ozdobiona świeżym szpinakiem i pomidorkami po bardzo lekkim przestudzeniu ląduje pokrojona  w apetyczne trójkąty na talerzach . Podaję z prostą sałatka z tych samych składników, po prostu listki szpinaku z pomidorkami lekko doprawione i skropione oliwą.


Lubię tarty na słono, chyba nawet bardziej niż ich wersje deserowe. Szpinakowa to tylko jedna z propozycji. Pyszne są też pieczarkowe, paprykowe, z cukinią. Możliwości wiele.


Danie jest naprawdę szybkie, w zasadzie wszystko robi się już w momencie odpalenia piekarnika, więc po jakiś 40 minutach od punktu 0 można już zasiadać do stołu.


Polecam gorąco! Termometr idzie w dół, gorące kolacje  idealnie wpasowują się  w jesienne menu.


Mangiamo!!!


#tartaszpinakowa #cieplakolacja  #tartanasłono #prostedanie #itbmtt

niedziela, 2 października 2016

Barbabietolaccio :) - buraczki alla carpaccio


Ale się robi jesiennie! Drzewa przebierają się w złote barwy, niektóre wstydzą się tak bardzo swej urody, że aż rozpromieniły  swoje liście rumieńcem, jakby przeczuwały już swą nadchodzącą nagość. Jesień kojarzy mi się nie tylko z obrazami przemienionych drzew, które zresztą kocham, jesień to jeszcze pora zbiorów wielu warzyw. Kryją w sobie tyle samo smaków, co wartości. Przykładem są czerwone buraki, które od jakiegoś czasu przygotowuję nie tylko po ugotowaniu, mają bardziej słodki, głęboki smak, kiedy się je upiecze. Wystarczy je wyszorować, owinąć folią i do piekarnika rozgrzanego do 200 stopni. Zależnie od wielkości pieką się do miękkości od jednej do półtorej godziny. A później przestudzone łatwo pozwalają obrać się ze skóry i poddać wybranemu przepisowi. Można zetrzeć do zasmażenia, przygotować z chrzanem na ćwikłę, dodać do dowolnej postaci  barszczu albo przygotować sałatkę. Jeden z przykładów sałatki, którą można podać jako przystawkę lub całkiem dobre, lekkie danie jest moja dzisiejsza propozycja. Całkiem pokaźny dodatek orzechów i miodu sprawia, że buraczane carpaccio jest  zasobne w kalorie, a bogactwo minerałów wszystkich jego składników jest nie do pogardzenia. Buraki, miód, orzechy - czyż można spakować w jednym drobnym daniu więcej substancji, które w medycynie naturalnej traktowane są jak leki. Na dodatek jeszcze lniany olej i jego dobroczynne Niezbędne Nienasycone Kwasy Tłuszczowe.
Nie ma się co zastanawiać, szykujcie:
- upieczone buraczki zbliżonej wielkości
- kilka łyżek oleju lnianego
- miód naturalny płynny
- ocet balsamiczny
- orzechy włoskie
- sól, pieprz


Ilości poszczególnych składników sosiku zależy od tego, ile jest naraz przygotowanych buraczków. Na taki duży około 35 centymetrowy półmisek biorę 2 dosyć duże buraki, wówczas na sos potrzeba około 6 łyżek oleju, 2 łyżki miodu, 2 łyżki octu, porządną garść orzechów, sól i pieprz. 


Drobniutko siekam orzechy. Wszystkie pozostałe składniki sosu umieszczam w słoiczku i mocno zakręciwszy, mieszam, energicznie wstrząsając do uzyskania płynu o jednolitej postaci.


Rozsypuję równomiernie orzechy na buraczkach, które wcześniej, bardzo cieniutko pokrojone, układam dachówkowo na półmisku.
Następnie na powierzchni całości rozlewam sos, tak by znalazł się na każdym plasterku buraczków. Jeżeli barbabietolaccio* będzie zajadane później, trzeba je przykryć folią, żeby nadmiernie nie przesychało i  schować w chłodne miejsce.


Warto spróbować!

*włos. barbabietolo = burak

#sałatkazburaczków #carpacciozburaczkow #wegetariańskie #wege #itbmtt