Moje przepisy

czwartek, 26 sierpnia 2021

Pasztet z mięs z rosołu - nasza domowa polityka zero waste



Ponieważ jest czwartek myśli coraz mocniej biegną do weekendu. Dla niektórych to jedyne dni domowego gotowania, głównie  z braku czasu w tygodniu.  Czy niedzielne obiady są u Was jakoś specjalnie uroczyste? Może tradycyjne? Wydaje mi się, że tradycja niedzielnego obiadu opierającego się na rosole i schabowych w większości domów upadła, myślę jednak, że od czasu do czasu taki prawdziwy domowy rosół przydarza się wielu. U nas ta rzekoma królowa zup jest specjalnością Męża. Rzekoma królowa głównie dlatego, że ja nie jestem miłośniczką rosołu. Dla mnie to raczej baza dla innych zup. Co innego Mąż. On uwielbia. Dlatego jego gotowanie domowego bulionu to istna celebracja i wydarzenie okupujące kuchnię pół dnia. A zaczyna się już od etapu zakupów. Tu pojawia się przyczyna dzisiejszego przepisu. Marek gotuje rosół z dużej ilości mięsa i ze sporej liczby jego rodzajów. Najczęściej w garnku lądują wraz z warzywami 4 różne gatunki. Cała kura rosołowa, wołowina, kawałek gęsi lub kaczki oraz golonka z indyka. Taki wolniutko bulgoczący wywar daje później mnóstwo mięsa, które na wiele sposobów można przygotować jako dodatkowe danie. Czasem powstają z niego pierogi z mięsem, czasem tarta, innym razem paszteciki drożdżowe, które już na blogu znajdziecie. Inna możliwość to przygotowanie domowego pasztetu pieczonego. 
Do jego zrobienia używam:
- mięso z rosołu pozbawione kości
- ewentualnie do 100g słoniny lub tłustego boczku, jeżeli mięsa są mało tłuste
- seler, por, inne warzywa z rosołu 
- cebula świeża
- 7 jajek (5 na twardo, 2 surowe)
- sól, pieprz, cząber, gałka muszkatołowa 
- ewentualnie pieprz w ziarnach 


Pasztet powstaje po zmieleniu najlepiej dwukrotnym mięsa, boczku, warzyw oraz surowej cebuli. Podczas mielenia nie odlewam rosołowego płynu, który zawsze i w mięsie i warzywach pozostaje, on pozwala zachować przyjemną wilgotność i spójność gotowego wyrobu.


Po mieleniu mieszam mięso z przyprawami i surowym jajkiem. I tu są dwie możliwości, można je po prostu dodać do masy albo oddzielnie żółtko i potem ubite na sztywno białko. Taki zabieg pozwala uzyskać delikatniejszy w teksturze pasztet.


Po dokładnym wymieszaniu dzielę masę na 2 części i jedną wykładam równa do wyłożonej papierem do pieczenia keksówki. Używam długiej prawie 40 centymetrowej, ponieważ w sumie mam dużą porcję mięsnej masy. Jeżeli robicie rosół z mniejszej porcji mięs, dobierzcie odpowiednio mniejszą formę do pieczenia. 


Na tę pierwszą część mięsa układam ugotowane  jajka i przykrywam resztą pasztetu. Wyrównuję powierzchnię, po czym i dla  smaku i ozdoby posypuję po wierzchu ziarnisty pieprz. Zielony jest delikatniejszy w smaku.


Leciutko dociskam ziarenka, by przywarły
 do pasztetu. 


Pasztet piecze się na środkowej półce piekarnika około godziny w 180 stopniach. Zamiast papieru można formę wyłożyć cieniutkimi jak papier paskami boczku. Wtedy można pominąć boczek dodawany do mielenia.


To bardzo fajne danie. W każdym domu wychodzi trochę inne. Jak sałatka warzywna. Można jeść na ciepło, ale lepiej kroi się na fajne plastry po wystudzeniu. Można przechowywać w lodówce do kilku dni, zawijając w papier, żeby nie wysychał. 


A jaki jest Wasz sposób na mięso z rosołu? Może jakiś wyjątkowy? Chętnie się dowiem. 

#pasztetpieczony #wykorzystaniemiesazrosolu #pasztetdomowy #dochleba #kulinarnyrecycling #przerobniewyrzucaj #itbmtt





















 

środa, 18 sierpnia 2021

Beauty dla moich bestii - sernik na zimno, delikatny jak marzenie

 


Niedawno moja siostrzenica Oleńka ucieszyła mnie informacją, że robiła  sernik na zimno z malinami z mojej strony i udał się jej doskonale. To jest najlepsza nagroda dla każdej osoby dzielącej się w sieci przepisami. Równocześnie zachęciła mnie  Ola  do  zrobienia serniczek      i u nas. Pora jak najbardziej słuszna. Jest piękne lato, wszędzie duży wybór owoców, więc kiedy jak nie teraz?
Jeśli chodzi o serniki na zimno jestem już trochę nudna, w zasadzie serową masą jest robiona zawsze tak samo. W zależności od owoców zmieniam tylko smak galaretek i ewentualnie kombinuje z ciasteczkowym spodem.
Pamiętajcie, że najprostszym spodem mogą być różne ciastka. Sprawdzą się biszkopty, kruche, a nawet ciastka zbożowe. Nie trzeba też ich koniecznie kruszyć i łączyć z masłem. Mogą być po prostu ciasno wyłożone na dno. 

Dzisiejszy mój pomysł na sernik wymaga:
- 1 kg sera mielonego, mój ulubiony to Mój ulubiony z Wielunia
- 3 galaretki krystaliczna o smaku leśnych owoców 
- 400g śmietanki 30% lub 36%
- 130g cukru bardzo drobnego
- 300g kruchych czekoladowych ciastek
- 140g stopionego masła
- 500g i 500g gorącej wody
- 250g borówek i około 25 czereśni  


Na początek zmielone ciastka mieszam ze stopionym masłem i takim wilgotnym niby piaskiem wykładam dno tortownicy. Uciskam dnem szklanki, żeby uzyskać równą powierzchnię i tortownica ląduje w lodówce w oczekiwaniu na ser. 


Mój ulubiony ser na wszelkie serniki to kilogramowe wiaderko sera nomen omen Mój ulubiony. Łączę go ze śmietanką ubitą na sztywno z cukrem.


Oczywiście trochę wcześniej rozpuszczam galaretki, dwie w jednym naczyniu z 500g wrzącej wody, a trzecią w innym naczyniu, też w 500g. Tę drugą porcję lepiej przygotować kilkanaście minut później niż pierwszą. Ona wieńczy deser i żeby była gładko wylana na wierzch, powinna nie stężeć za szybko w naczyniu. 


A zatem idzie to tak: ubijam śmietankę z cukrem, dodaję porcjami ser i ubijam. Na koniec powoli wlewam PRZESTUDZONĄ do temperatury pokojowej MINIMUM galaretkę wykonaną z dwóch torebek na pół litra wody. Taką masę, rzadką dosyć wzbogacam garścią umytych i osuszonych borówek i jeszcze 10 wypestkowanych czereśni przeciętych na pół. Przelewam na ciastka i wyrównuję powierzchnię. 


Na niej delikatnie układam owoce. Tu czereśnie zostawiłam z pestkami i ogonkami. Uznałam, że doda to uroku gotowemu deserowi, ale moi Panowie, choć pałaszowali aż im się uszy trzęsły, co i raz oprotestowywali pomysł zachowania pestek i ogonków. 
Ot marudne moje bestie kochane! 


Tak przygotowany sernik ląduje w lodówce i kiedy masa się usztywni i będzie stabilna, wylewam na nią i na owoce ostatnią porcję galaretki, trzeba pilnować momentu, gdy jest mocno schłodzona, tężeje, ale jeszcze da się gładko rozlać po powierzchni ozdobionego owocami i listkami mięty lub melisy serniczka.


Najlepiej potem odstawić całość na noc. Wtedy kroi się doskonale, każdy kawałek trzyma fason i jest nie tylko pyszny, ale i piękny.


Przed zdjęciem obręczy tortownicy cały brzeg delikatnie oddzielić przejeżdżając wzdłuż wszystkich krawędzi ostrym nożem. 


I gotowe. Jedzcie i rozkoszujcie się każdą łyżeczką tego delikatnego cudu. 


Bardzo polecam! Użycie krystalicznych galaretek pozwala uzyskać doskonały biały kolor sernikowej masy.


#serniknazimno #sernikzowocami #deserdoskonaly #jakwcukiernitylkosmaczniej #itbmtt 


środa, 11 sierpnia 2021

Chłodnik ogórkowy


Chwaliłam" się już kiedyś, że mój syn podgrzał jakiś czas temu chłodnik i cała zupa była do wyrzucenia. Był to wtedy właśnie ten chłodniczek z ogórkami. Bardzo, bardzo go lubię. Spotkałam ten przepis przed 20 laty w jakiejś gazecie, spróbowałam i od tego czasu na stałe zagościł na liście moich zup. W okresie pełnym upałów, takim, jaki bardzo nam się przedłuża, warto mieć w zanadrzu kilka sprawdzonych pomysłów, przygotowanie których nie wymaga stania przy kuchni. Ten jest najprostszy chyba, ale polecam tylko osobom lubiącym lub przynajmniej tolerującym obecność czosnku. Jest tu potrzebny. Bez niego będzie jadalne, ale to już byłby zupełnie inny chłodnik. 

Przygotujcie na 8 porcji:
- kefir naturalny 400g 
- jogurt naturalny 300-400g
- 3 lub 4 ogórki 
- 3 ząbki czosnku 
- 2 pęczki świeżego koperku 
- 3 łyżki oliwy
- sól, pieprz 
- ew. kilka rzodkiewek


Jeśli macie malutki czosnek to może być więcej ząbków. Obrany posiekać drobniutko lub przecisnąć przez wyciskacz.


W sporym naczyniu połączyć kefir i jogurt. Można też użyć dobrego kwaśnego mleka. 


Ogórki obrać, jak są przerośnięte nasiona to można się ich pozbyć i dodać sztukę ogórka. Pokroić w kostkę.


Posiekać też koperek, bez tych bardzo grubych łodyg.


Wszystko połączyć, czyli kefir, jogurt, oliwę, ogórki, koperek, czosnek oraz sól i pieprz.


Porządnie wymieszać i najważniejsze: dać mu czas. Kluczowe jest pozostawienie gotowej zupy w lodówce, przynajmniej na 2 godziny. 


Ja najczęściej robię ten chłodnik dnia poprzedniego. Przed podaniem jeszcze raz zamieszać, a poszczególne porcje można ozdobić gałązką koperku lub rzodkiewką. Tę ostatnią można też wmieszać pokrojoną do całości, niestety mój młodszy syn nie lubi, więc ograniczam się do kilku plasterków na talerzu naszej trójki. 


Taki chłodnik robię na dwa dni. Postoi w lodówce bez szkody dla smaku i zdrowia. 
Pasują do niego młode ziemniaczki idealnie albo jakiś prosty chleb,  na przykład u nas mój żytni na żytnim zakwasie. Zacny duet, mówię wam.


Serdecznie zachęcam do wypróbowania. Pomijając tych, którzy nie tykają czosnku, nie spotkałam dotąd  przeciwnika takiej letniej zupy.
Smacznego!

#itbmtt #chlodnik #chlodnikogorkowy #chlodnikzczosnkiem #obiadbezgotowania #naupal