"Chodźmy na maliny,
chodźmy chopy na maliny,
kupa bab tam w malinach,
skuś baba dziada,
baba skuś na maliny"
Odkąd sporo lat temu poznałam tę piosenkę Orkiestry Pod Wezwaniem Św. Mikołaja, brzmi ona w mojej głowie zawsze, kiedy idę do ogrodu zrywać maliny. Ten rok jest szczególnie obfity, owoce są dorodne, w większości słodziutkie, a że odmiana, jaką mamy wysadzoną sporą ścieżkę w ogrodzie, jest owocująca aż do przymrozków, owoców będzie ogrom, wygląda na to, że powstanie w tym roku sporo soków, malin w cukrze do zimowej herbaty, a może nawet pomyślę o nalewce. Na razie jemy świeże owoce do znudzenia i przygotowuję różne desery, ale raczej zawsze takie, w których maliny nie są poddawane pieczeniu. Lubimy ich smak naturalny.
Dzisiaj jednak lekkie odejście od tej zasady, pyszne ptysie z kremem malinowym typu patissiere, choć trochę odstępstw od zasad jego przygotowania zastosowałam. Same ptysie można upiec dzień wcześniej, by wystudzone czekały na wypełnienie gotowym wystudzonym kremem.
Na ptysiowe ciasto potrzeba:
- 0,5l mleka
- 200g masła
- 450g mąki pszennej
- 9 jaj
- szczypta soli
- masło i mąka do przygotowania blaszki
- cukier puder do posypania gotowych ptysi
W sporym naczyniu o nieprzywierającym dnie umieszczam mleko, sól i kawałki masła.
Zagotowuję na średnim ogniu.
Kiedy gorący płyn mruga do mnie, że już pora, stopniowo, mocno mieszając, dodaję przesianą mąkę i nie przerywając energicznego mieszania, parzę ciasto około minuty.
Przekładam do miski, aby szybciej stygło,
ciasto wygląda teraz trochę jak ziemniaczane puree.
Zimne już przekładam do miski miksera i na średnich obrotach miksuję dodając po kolei wszystkie jajka.
Gotowe wyciskam przy pomocy rękawa cukierniczego na blaszkę wysmarowaną masłem i posypaną mąką.
Ilość ptysi zależy od tego, jakiej wielkości ptysie będziecie wyciskać. Z tej ilości składników powstaje porcja, którą można przeznaczyć dla 8 do 10 osób.
Wkładam blaszki do rozgrzanego do 180-190 stopni piekarnika i piekę 12 do 15 minut. Trzeba je kontrolować, gdyż każdy piekarnik piecze inaczej. Muszą spuchnąć i nabrać apetycznego lekkiego brązu. Po upieczeniu natychmiast przełożyć delikatnie na kratkę do wystudzenia.
Ptysie tym razem nadziewałam kremem malinowym przygotowanym podobnie jak krem patissiere.
Potrzeba na niego:
- 400ml mleka
- 5 żółtek (z białek możecie przygotować na przykład to)
- 1 duży budyń malinowy
- 180g cukru
- łyżka soku z cytryny
- ok. 60g malin
- duża łyżka miękkiego masła
- maliny w całości do zamknięcia w ptysiach
Maliny delikatnie płuczę i osączam na sicie i papierowych ręcznikach. Mleko zagotowuję.
Żółtka ucieram z cukrem i proszkiem budyniowym oraz sokiem cytrynowym.
Do gładkiej puszystej masy stopniowo dolewam mleko i stale miksuję. Na koniec krótko miksuję z dorzuconymi malinami.
Przelewam całość do garnka z nieprzywierającym dnem i pilnując, stale mieszając zagotowuję aż krem zgęstnieje.
Zdejmuję z ognia i dodaję masło, ucieram szybko do uzyskania jednolitego kremu. Typowy krem patissiere przygotowuje się z mąki pszennej i ziemniaczanej. Tu budyń zawiera tylko mąkę ziemniaczaną. Sprawia to, że krem ma nieco szklisty wygląd, ale smak to rekompensuje. Krem musi ostygnąć, aby nie powstała twarda skorupka na jego wierchu szczelnie okrywam go folią.
Napełniam ptysie kremem. Wyciskane końcówką z rozetką przecinam, gładkie wypełniam wbijając tylkę z kremem w bok ptysia.
Dodatkowo uzupełniam krem maliną w każdym ptysiu, do tych nie przecinanych wciskam je delikatnie w krem.
Wszystkie ptysie oprószam cukrem pudrem i podaję. Nie powinny długo stać po wypełnieniu, ptysie stracą swą chrupkość.
Smacznego!
Inspiracją do tej wersji ptysi była lektura przepisów Pawła Małeckiego.
#ptysiemalinowe #ciastoparzone #krempatissiere #kremmalinowy #ciastoptysiowe #itbmtt
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz