Nie
jestem pewna, czy ktoś w ogóle zauważył moje długotrwałe milczenie na "I
tu będę miała takie te...", nawet wahałam się, czy w związku z tym nie
zaniechać całkowicie tworzenia postów. Przypomniałam sobie jednak wówczas, że
zaczynając moje blogowanie, zakładałam przede wszystkim pisaninę dla własnej
radości.
Od
miesiąca mam zdecydowanie mniej czasu na domowe bytowanie, praca zabiera
większą część doby i trudno znaleźć czas, nie na gotowanie, nie, przecież
gotowanie i pieczenie odbywa się jak zawsze, ale już dokumentowanie tych
czynności jest utrudnione, choćby brakiem odpowiedniego do zdjęć światła,
kiedy przygotowuję nasze rodzinne posiłki. Wiele osób słysząc, że wracam do
pracy po wielomiesięcznym odpoczynku, mówiło, że skończą się domowe chlebki i
bułeczki. Szczerze mówiąc, wynika to nade wszystko z ogólnego nastawienia do domowego
wypiekania chleba. Chciałabym nieco "odczarować" to zjawisko.
Oczywiście jest wiele sposobów przygotowywania chleba, wiele faktycznie jest
wymagających, czasu, licznych zabiegów czy specjalnych sprzętów lub metod.
Takie zostają zarezerwowane na weekendowe pieczenie, ale prawdę mówiąc już od
końca roku wybierałam takie sposoby przygotowywania chleba, aby w miarę łatwo
dało się kontynuować ich wypiekanie już po powrocie do pracy. I da się! Są i
bułki i chleby na zakwasie i na drożdżach. Co się nam zamarzy, powstaje.
Mogłabym opowiadać, jak trudno jest piec chleb w domu, jakie to wymagające,
mogłabym patrzeć wówczas, jaki podziw to budzi. Czułabym jednak, że nie
zachęcam do tego nikogo. Tymczasem nieomal tak samo cieszy mnie robienie chleb
dla mojej rodziny, jak i to, kiedy zachęcone przeze mnie i obdarowane zakwasem
siostra i mama częstują wypieczonym przez nie chlebem.
Najczęściej
piekę teraz bardzo prosty chleb wypiekany w garnku/naczyniu. Dlaczego? Jest
najprostszy, a równocześnie daje nieskończenie wiele możliwości. Może być na
drożdżach, jeżeli nie zaktywizuję wcześniej zakwasu (dowolnego, mój żytni
nazywa się Gienek, pszenny to Zdzisiek, a orkiszowy Julek, nazwane tak
przez moich Synów :). Wypiekam go z mąki jasnej lub mieszając z pełnoziarnistą czy żytnią. Może pozostać czysty, bez dodatków lub może być wzbogacony
ziarnami, śliwką czy co tam do głowy i ręki przyjdzie. Przepis kameleon.
Kiedy
moja Siostrzenica była małą dziewczynką, modląc się robiła urocze błędy. Na
przykład prosiła o obdarowanie chlebem nie "powszednim", a
"poprzednim", bała się też wodzenia nie na "pokuszenie"
lecz prosiła "i nie wódź nas na poduszenie". Udało się, chleb mamy i
powszedni i poprzedni pamiętamy, wciąż też nic nas nie podusiło i każdego dnia
każdym oddechem cieszymy się z tego. Dlatego zachęcam do skutecznej próby
pieczenia chleba Waszego powszedniego w Waszym własnym piekarniku. Robię to już
kolejny raz, mam nadzieję, że w końcu ktoś spróbuje i podzieli się tą wieścią.
Przedstawię
przepis na dwa porządne bochenki. Można podzielić na pół wszystkie składniki i
upiec jeden.
Biorę:
- 1 kg
mąki chlebowej (typ 650 lub 750)
- 770 ml
ciepłej wody (ok.38 st.)
- ok. 45
g świeżych drożdży
- 2-3
łyżeczki soli
- łyżka
miodu
- ok. 40
g włoskich orzechów (nie są niezbędne) - tu można poszaleć, dodać na przykład
ok.100-150 g dowolnych ziaren, można kombinować z rodzynkami, śliwką suszona
itd. itp., możliwości tyle ile fantazji w Was.
Zacząć można dwojako, albo na przygotowaną w naczyniu mąkę
wkruszyć drożdże i następnie dodać pozostałe składniki, albo zacząć od wody, w
niej rozprowadzić miód i pokruszone drożdże, a następnie dodać wszystkie
pozostałe składniki.
Dodawane ziarna czy orzechy dodaję też od razu. Mieszam.
Mieszam tylko łyżką do uzyskania jednolitej masy. Nie trwa to
długo. Mieszam rano i przykrywam naczynie ściereczką, a sama wyjeżdżam do
pracy.
Po około 10 godzinach rozgrzewam piekarnik na maksimum grzania, od
razu wkładam do zimnego piekarnika naczynie, w którym będę piekła chleb. Musi
mieć pokrywkę. Idealne jest naczynie żeliwne, ale uda się też w zwykłym
naczyniu żaroodpornym.
Kiedy piec się rozgrzewa, biorę ciasto czekające do 12 godzin w
temperaturze pokojowej lub do 18 w lodówce. Praktycznie tak samo przygotowuję
wersje z zakwasem. Stosuję wówczas zamiast drożdży ok.120-150 g aktywnego
zakwasu.
Obsypuję stolnicę mąką i delikatnie przekładam ciasto, najlepiej
użyć silikonowej szpatułki, aby lekko zsunąć ciasto z miski.
Kiedy obrabiam cały kilogram maki, dzielę teraz ciasto na
połowę.
Każdą część zawijając jak kopertę składam, potem delikatnie
odwracam złożeniem w dół i przy użyciu szerszej łopatki formuję owalny
bochenek.
W tym czasie naczynia w piekarniku cały czas się rozgrzewają. A chleb trzeba przykryć - na jeszcze ok.15 minut grzania - ściereczką.
Drugi przygotowuję tak samo.
Chlebek jeszcze na blacie urośnie.
Teraz pora na zdwojoną ostrożność i ćwiczenie szybkości. Naczynia
są bardzo gorące, wyjmuję je pojedynczo z piekarnika i używając łopatki
przekładam wyrośnięty chleb do gorącego naczynia i natychmiast przykrywam
równie gorącą pokrywą i szybko wkładam do piekarnika. Drugi bochenek tak samo.
Piekę 30 minut w temperaturze 240 stopni. Zmniejszam do 200 i zdejmuję
ostrożnie pokrywy, a chleb dopiekam kolejne 15 minut.
Gotowy chleb studzę na kratce.
Teoretycznie kroję po wystudzeniu, praktycznie - zapach nie
pozwoli Wam czekać zbyt długo na odkrojenie piętki testowej. Chleb pieczony w
przykrywanych garnkach ma cudownie chrupiącą, acz delikatną skórkę. Jest
wspaniały!
PYCHA!
Z
ostatniej chwili: szwagier o chlebie w wersji z włoskimi orzechami,
wypowiedział zdanie, że to "najlepszy chleb jaki kiedykolwiek jadł, a
trzeba dodać, kosztował chleb już praktycznie dwudniowy :)
SMACZNEGO!
#chleb
#chlebdrozdzowy #prostepieczywo #bezzagniatania #itbmtt