Moje przepisy

czwartek, 17 marca 2016

Rosną, rosną, jak na drożdżach. Dzieci oraz baba BY MY BELOVED HUSBAND




Od kilka dni  mój starszy, niespełna dwunastoletni Syn nie jest już dzieckiem. Niby wiedziałam, że już przekroczył mój wzrost, wiedziałam, że za kilka miesięcy przekroczy kolejny ważny próg życia kończąc szkołę podstawową, niby widziałam, że coraz częściej i wyraźniej staje się samodzielny, a jednak wciąż myślałam o nim "mój mały Syneczek". Aż nadeszła ostatnia sobota.
Mareczek od wielu miesięcy wytrwale stosuje prawie codziennie ćwiczenia kalisteniczne, które poznał dzięki lekturze książki "Skazany na trening". Te szczególne metody treningu chciał wprowadzić u siebie mój Mąż, jednak wytrwałości mu nie wystarczyło i pozostał przy dotychczasowych zajęciach szybko porzucając kalistenikę. Tymczasem zawstydził go syn, wytrwale przechodząc od kroku do kroku, ćwicząc każdego dnia. Wreszcie doszedł do wniosku, że wszystko to mało i wzorując się na swym tacie, rozpoczął uprawianie biegania. Biegał tak sobie po naszych błotnych ścieżkach rujnując zwykłe buty i dresy. Uznaliśmy w końcu, że biega już na tyle długo i wytrwale, że warto zaopatrzyć młodego sportowca w strój biegacz, taki na każdą pogodę. Właśnie ta decyzja sprawiła, że oglądając go w pełnym ekwipunku, poczułam, że mamy pod dachem już nie małego chłopca, lecz młodego mężczyznę. Staną przed nami szczupły, spokojny, młody człowiek. Kiedy tak wyrósł? Ledwie niedawno przyszedł na świat, a nim się spostrzeżemy wydorośleje i jakaś "baba" nam go odbierze. Dzieci rzeczywiście rosną, jak na drożdżach, prawda? Tym bardziej jakoś tak żal, że ciągle za mało mamy czasu, by spędzać go z nimi. Wkrótce wybędzie nam spod skrzydeł. Skrzydła, baby, drożdże. Jakoś tak sporo odniesień do zwyczajowych tradycji Wielkanocnych. Dlatego pomyślałam, że dobrą ilustracją moich wynurzeń o wzrastających dzieciach, będą tradycyjne baby drożdżowe pojawiające się zawsze na Wielkanocnym stole. Dzisiejszy przepis to podstawowa receptura na ciasto drożdżowe, które mój Mąż przygotowuje zgodnie ze wskazówkami swej mamy, choć może coś tam lekko pozmieniał, bo od lat mówimy, że uczeń przerósł mistrza. Baba By My Beloved Husband jest delikatniejsza niż ta z jego domu rodzinnego.
Przygotujcie:
- 500g mąki pszennej, najlepiej tortowej
- 50g świeżych drożdży
- 250ml mleka
- 125g masła
- 125g cukru
- 2 żółtka
- 1 jajko
- szczypta soli
- ok. 3 łyżek oliwy
- ew. rodzynki



Jajka i mąka oraz drożdże powinny mieć temperaturę pokojową. Mleko podgrzewam i rozpuszczam w nim cukier. Masło topię i studzę, aby nie było za ciepłe.


Trzeba przygotować rozczyn. Można w osobnej miseczce lub w dołku na środku mąki przesianej do naczynia, w którym będę wyrabiać ciasto.


Rozczyn to skruszone drożdże wymieszane z kilkoma łyżkami mleka, odrobiną cukru i mąki. Mieszam i odstawiam do wystartowania drożdży w ciepłe miejsce przykrywając.


Jajko łączę z dwoma żółtkami.


Kiedy drożdże już pracują mieszam je z mąką, na razie tylko w środkowej części naczynia.


Dorzucam jajka.
  

W międzyczasie oprószam rodzynki mąką.


Wlewam ciepłe, ale nie za ciepłe mleko z cukrem i wyrabiam do połączenia wszystkich składników. Łącznie z odrobiną soli.


Do lepkiej, już w miarę jednolitej masy wlewam po kilku minutach stopione masło, musi być przestudzone.


Wytrwale wyrabiam kilka dobrych minut, staram się już nie dodawać maki, ew. maksymalnie dodam ze dwie łyżki. Wyrabiam aż coraz łatwiej odchodzi od naczynia. Dodaję rodzynki, wyrabiam jeszcze.


Lekko je smaruję z wierzchu oliwą, by nie schło podczas wyrastania.


Wyrasta przykryte, w cieple przez około 1,5 godziny.


Po tym czasie powinno mniej więcej podwoić objętość. Kiedy ciasto rośnie smaruję formy. Na tę babę potrzebujecie jednej naaaprawdę dużej lub dwóch form, tradycyjnej i takiej gdzieś o 1/3 mniejszej. Chyba z tego wiecznego zakochania w Mężu zapomniałam, że do drożdżowego nie sypie się blach bułką, wystarczy tylko wysmarowanie masłem. Przez ten prosty błąd miałam problem z gładkim rozprowadzeniem na gotowych babach lukru i polewy.


Forma ma być wypełnione maksymalnie do 2/3 ścianki. Odkładam znowu pod przykryciem do wyrośnięcia.


Po ok. 20 minutach zaczynam rozgrzewać piekarnik do 180 stopni.


Po pół godzinie pora upiec baby. 


Gotowe po ok. 30 minutach pieczenia. Najlepiej zrobić próbę wbijając drewniany patyczek pod koniec pieczenia. Jeżeli pozostanie po wyjęciu suchy, ciasta są gotowe.



Gotowe babki studzę na kratce kuchennej. Jeszcze ciepłe można po prostu posypać cukrem pudrem


Jeżeli mają być lukrowane lub polane czekoladą, muszą być wystudzone.


I to tyle. Urosły i zniknęły nam szybko z oczu.




Było wiadome, że tak się stanie, a jednak nie wiadomo skąd zaskoczyło mnie to. 


Tak jak z tym dorastaniem dzieci.

SMACZNEGO !!!

#babadrodzowa #babawielkanocna #drozdze #itbmtt


środa, 9 marca 2016

T/C*- ry baby - sezon na baby czas zacząć

* niepotrzebne skreślić

Nie wiedzieć czemu, drożdżowe ciasta często mają famę kapryśnych i trudnych, raczej są omijane przez rozpoczynających przygodę z domowymi wypiekami. Dawno temu też uważałam, że lepiej zdecydować się na ciasto spulchniane proszkami niż drożdżami. A przecież to te drugie są naturalniejsze i warto się z nimi oswoić. Szczególnie w najbliższym okresie. Wśród wielkanocnych ciast nie powinno bowiem zabraknąć drożdżowej baby. Podobno musi być wykonana samodzielnie, ponieważ ma stanowić symbol dążenia do doskonałości i pracowitości gospodyń. Ma się też znaleźć w koszyczku wielkanocnym, aby dać wyraz oddania naszych trudów pod Boże błogosławieństwo.  Dlatego dzisiaj chcę pokazać pewną drożdżową  babkę, która pierwszy raz zagościła w moim rodzinnym domu przeszło 20 lat temu, przepis pochodzi ze starego zeszytu "Ciast domowych". Jest to babka drożdżowa, ale nieco fikuśna, taką tradycyjną, najzwyczajniejszą wkrótce też  pokażę, ale dzisiaj niech będzie inaczej. Taka zakręcona baba, jak często nasze dni.

Potrzeba na ciasto:
- 500g maki pszennej najlepiej typ 550
- 120g cukru
- 2 żółtka
- szczypta soli
- opakowanie suchych drożdży
- łyżeczka aromatu cytrynowego
- 100g masła
- 250ml ciepłego mleka


Na początek mieszam wszystkie składniki z listy do masła. Masło roztapiam, następnie, kiedy lekko przestygnie mieszam je z mlekiem i stopniowo wlewam do połączonych już składników. Następnie wyrabiam kilka minut, do uzyskania jednolitej, elastycznej masy lekko odchodzącej od dłoni lub łopatek robota, jeżeli wyrabia się mechanicznie. Teraz wyrobione ciasto powinno odpocząć i urosnąć, potrwa to około 1,5 godziny. Przykrywam je ściereczką i odstawiam w miejsce bez przeciągów.





Teraz pora na zabawę z dodatkami do babki.
Biorę:
na masę serową
- 120g homogenizowanego twarogu
- 1 cukier wanilinowy
- 1 łyżka cukru
na masę makową
- 130g maku mielonego
- 160g gorącej wody
- 1 białko
- 2-3 łyżki cukru
- garść rodzynek
- garść posiekanych orzechów włoskich
na masę owocową
- 250-280g konfitur lub dżemu o wyrazistym kolorze, lekko kwaskowych np. z wiśni


 

Serek ucieram na gładko z cukrami. Odstawiam w temperaturze pokojowej.


Mak zalewam gorącą wodą i przykrywam szczelnie. Mieszam. Dodaję cukier, mieszam.

 
  

Siekam orzechy i dodaję do maku, mieszam.
  

Ubijam białko na sztywno i dodaję także do maku.


Mieszam całość do uzyskania jednolitej masy.


Oczywiście należy wcześniej przygotować dużą formę na babę. Dokładnie smaruję ją masłem i obsypuję drobną bułka tartą.


Po mniej więcej  godzinie z kawałkiem ciasto  podwoi objętość, to znak, że jest gotowe do dalszej obróbki. Wykładam je na omączoną stolnicę.


Dzielę na 12 zbliżonej wielkości kawałków.
  

Na początek wałkuję tylko 2.  


Smaruję 1/8 częścią masy serowej. Rozprowadzam równomiernie do placku. Na nią kładę 1/8 część masy makowej. Rozsmarowuję.


Delikatnie zawijam rulonik zamykając nadzienia w środku, jak w naleśniku.
  

Oba placuszki przygotowane tak samo umieszczam na spód formy.
  

Teraz rozwałkowuję 4 kolejne kawałki i rozprowadzam na nich konfiturę. Można ją wcześniej zmiksować, jeśli nie chcecie pozostawiać całych owoców. Mnie się te wisienki podobały, więc ich nie miażdżyłam.


Zawijam jak naleśniki i układam w formie na wcześniejszych rolkach.
   

Pozostały ostatnie placuszki. Postępuję z nimi, jak z pierwszymi dwoma.


6 rolek makowo-serowych ląduje w formie. Przykrywam ją ściereczką i odstawiam na około 40 minut, całość musi wyraźnie podrosnąć, ale pozostawać jeszcze sporo od krawędzi formy.


Jak każde ciasto drożdżowe, babka musi być włożona do rozgrzanego piekarnika. Wkładam, kiedy osiągnie 175-180 stopni i piekę ok. godziny. Najlepiej wykonać próbę suchego patyczka.


Nie należy wyjmować babki natychmiast po wyjęciu z piekarnika. Powinna około kwadransa lub dłużej stygnąć w formie. Trzeba ją jeszcze ciepłą posypać cukrem pudrem i zjeść.


Trzeba kroić średnie kromeczki babki i jeść. Kroić i jeść.


Z zimnym mleczkiem lub gorącą kawą. Zjecie szybko.


Uważam, że za szybko. Szczególnie, że cała baba daje około 4800kcal.


Jednak i tak zjecie ją szybko. ;) My zjedliśmy.

Smacznego!

#baba #drozdzowe #makowiec #wykwintnedrozdzowe #itbmtt

niedziela, 6 marca 2016

"...sama prowadzę się, jak chcę, gdzie chcę"* - pasterz na talerzu.



Paprykarz czy gulasz? Gulasz czy paprykarz? Niektórzy, wśród nich ja, uważają, że różnica między tymi dwoma potrawami tkwi w użyciu w paprykarzu śmietany, pomijanej przy gulaszu. Najważniejsze, aby nie żałować obu papryki. Nie zawsze tak było. Gulasz początkowo był potrawą, którą żywili się wypasający bydło (węg. gulya) węgierscy pasterze (węg. gulyas). Mięsu wołowemu, baraniemu czy jagnięcemu towarzyszy zawsze cebula, papryka stała się obowiązkowa później. Dziś obie potrawy, które poznaliśmy dzięki węgierskim bratankom, absolutnie nie mogą się obejść bez sporej ilości papryki. Natomiast ja chcę pokazać moją wersję gulaszu, inną niż każe kanon, bo często przygotowuję go używając wieprzowiny. Powinna być wołowina, ale ja jestem zwolenniczką kuchennych podmianek. Powiedzmy, że przepis jest, a ja jestem z nim, ale trochę obok. Jak Marysia Peszek, choć oczywiście ona sięga tematów o wiele poważniejszych. Szczerze mówiąc często nie zgadzam się z jej postrzeganiem życia, ale i tak bardzo cenię jej kreatywność. Dlatego zachęcam wszystkich do praktykowania gotowania opartego o wybrane przepisy, ale również o swobodne podchodzenie do ich modyfikowania. Niech będzie tak, że sami prowadzimy się kulinarnie, jak chcemy, gdzie chcemy. Najważniejsze będzie, żeby finalnie nakarmić swoja trzódkę i naładować ich porządną porcją energii.


Aby przygotować porządną porcję gulaszu, dla naszej czwórki są to dwa obiady, przygotowuję ok. 1 kg mięsa, kroję w kostki zbliżonej wielkości. Może być oczywiście wołowina, może być też wieprzowa łopatka lub szynka.
Poza tym:
- 2 duże pokrojone w kostkę cebule
- 2 duże łyżki smalcu
- łyżeczka kminku
- 4 ząbki czosnku
- łyżka papryki słodkiej
- łyżka majeranku
- łyżka mąki
- ok. 0,5l bulionu
- ew. sól i pieprz


W sporym naczyniu, najlepiej o grubszym dnie topię tłuszcz. Dorzucam posiekaną cebulę i lekko przesmażam, raczej do zeszklenia niż zrumienienia.


Stopniowo dodaję mięso, nie wszystko razem, trzeba zadbać, aby nie spadła za mocno temperatura w naczyniu, dlatego dodaję mięso częściami i mieszając zrumieniam mięso. (Współczesna węgierska nazwa gulaszu to porkolt, pochodzi od słowa pergelt, co znaczy "przypieczony" "przyrumieniony")


Kiedy mięso w całości jest już w naczyniu, jeszcze chwilę mieszając podsmażam.


Następnie dorzucam świeżo zmielony kminek i paprykę.


Mieszam, aby równomiernie rozprowadzić przyprawy w całości przygotowywanej potrawy.


Zalewam bulionem, może być z kostki lub swojski. Przykrywam, ustawiam na poziom grzania delikatny, niech płyn ledwie mruga pod pokrywką. I tak godzinę, tylko od czasu do czasu mieszam.

Po tym czasie dorzucam posiekany drobniutko czosnek i majeranek. Duszę pod przykryciem kolejne 30 minut. Teraz należy oprószyć całość dania mąką, porządnie zamieszać i jeszcze kilka minut dusić, posolić i popieprzyć według chęci. Mięsko rozpada się delikatnie i pyyyysznie smakuje! Nadaje się do mrożenia w szczelnych pojemnikach.


Podawać można w towarzystwie wybranej kaszy. Porządna porcja białka i energii dla szalonych sportowców pod moim dachem. Macie takich u siebie?


 Dobrym dodatkiem jest sałatka z gotowanych buraczków ćwikłowych, wzbogacona cebulką, jabłkiem i olejem sezamowym.


Jo etvagyat kivanunk, czyli Smacznego!!!



* Maria Peszek "Pan nie jest moim pasterzem"

#gulasz #mieso  #itbmtt